niedziela, 25 sierpnia 2013

Paradise

- Boisz się mnie? -zapytał ponownie Kosok
Dziewczyna nie odpowiedziała.
- Kornelia, no coś Ty... Ejj... -popatrzył na nią- Nie chciałem Cię wystraszyć. 
- Ale nastraszyłeś... 
- Przepraszam... -powiedział skruszony- Już jesteśmy.
- Tu nic nie ma.
- Zaraz będzie. -uśmiechnął się
Zatrzymał się na skraju niewielkiej polany. Wyszedł szybko z samochodu i obszedł dookoła, by otworzyć dziewczynie drzwi.
- Panie przodem. -skłonił się teatralnie
- Co Ty kombinujesz? -pytała wysiadając
- Przecież mówiłem, planowałem wywieźć Cię i zostawić w środku lasu. -poruszal charakterystycznie brwiami
- Od rana miałam wrażenie, że coś się stanie, ale Ciebie bym w życiu nie podejrzewała o taki numer! -lekko się uśmiechnęła
Grzesiek przyjaźnie objął ją ramieniem.
- Kornelia, czy Ty na serio myślałaś, że byłbym w stanie zrobić Ci jakąkolwiek krzywdę?
- Sama nie wiem... W pewnym momencie byłeś taki poważny... Nie wiedziałam czego się spodziewać...
- No błagam Cię, -zaczął- przyjaźnimy się, tak?
- Tak.
- Trochę zaufania moja droga,m trochę zaufania. 
Dziewczyna nieco się rozluźniła, chociaż nadal nie miała pojęcia co jest grane.
- Po co to wszystko? -zapytała, kiedy Grzesiek z bagażnika wyciągnął koc i dwa wiklinowe kosze
- Niespodzianka. 
- Musisz być taki tajemniczy?
- A i owszem. 
Kosok rozłożył koc i polecił, by dziewczyna zajęła wygodne miejsce. Chciała zajrzeć do koszyków, ale zabronił jej.
- Bo nie będzie niespodzianki,jak teraz tam zajrzysz!
- Dobrze już dobrze...
Kilka chwil później usłyszeli zbliżający się samochód.
- W samą porę. -zatarł ręce Kosa
Dziewczyna rozpoznała auto trenera. 
- A wujek co tu robi? -zdziwiła się
- Czekaj, czekaj. -cieszył się siatkarz
Z samochodu wysiadł wysoki chłopak.
- Coś jest nie tak z tym sprzętem... -mówił- Ta nawigacja się chyba popsuła... Grzesiek, dobrze, że Cię tu spotkałem. Zaraz, moment! Co Ty właściwie robisz w środku lasu rano?!
- Siema Pitu. Mam misję specjalną, a Ty?
- Trener prosił, żebym pojechał za miasto trochę i odebrał od jednego ze sponsorów zabawki, które przekażemy jednemu z domów dziecka. Mówił, że ustawił mi na swoim GPSie skrót, ale coś jest chyba  nie tak, bo wywiózł mnie tutaj... -Nowakowski kręcił głową
- Wszystko w porządku. Właśnie tu miałeś trafić. Zabawki pojechał odebrać Achrem z Ignaczakiem. 
- To ja już nic nie rozumiem...
W tym momencie Grzesiek zrobił kilka kroków w bok, odsłaniając tym samym Kornelię, która do tej pory się nie odezwała.
- Co Ty tu- -zaczął Piotrek
- Padliśmy ofiarą spisku. -przerwała mu wstając z miejsca
- I to jest ta misja speclajna? Grzesiek? -czekał na wyjaśnienia jego kolega
- Ja nic nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem. -uniósł ręce w geście bezradności
- I co teraz? -patrzyła na niego Kornelia
- Wy sobie tu siedzicie, cieszycie się sobą i słoneczkiem, a ja wracam do domu. No nie patrzcie tak na mnie. Duzi jesteście, poradzicie sobie. Poza tym zadbaliśmy o Was, macie kosze pełne jedzenia. -pomachał im na do widzenia
- Aha, jeszcze jedno. -wrócił się do nich po chwili- Piotrek, daj kluczyki, ustawię Ci tego GPSa na powrót. -wyciągnął rękę
- Tylko teraz już poproszę o właściwą trasę. -pogroził mu palcem 
- No pewka. -uradowany zabrał kluczyki
I nagle stało się coś, czego żadne z nich się nie spodziewało. Kosok wziął zamach i wyrzucił kluczyki gdzieś w stronę gęstych krzewów i drzew.
- Pogięło Cię?! -krzyknął Piotrek- To samochód Kowala! Przecież on mnie zabije!
- Nie bój nic, -poklepał go po ramieniu Grzesiek- to tylko środki ostrożności, żeby przypadkiem nie przyszło Wam do głowy wracać za pięć minut.
Tym sposobem Kosok pożegnał się z nimi i powędrował w stronę własnego auta. 
Kornelia i Piotr patrzyli jak odjeżdża, machając im wystawioną przez szybę ręką.
- Uduszę go! Normalnie go uduszę! -krzyknęła Kornelia, kiedy zostali już całkiem sami
- Ty przypadkiem nie masz dziś zajęć? -zdziwił się
- Mam i wyobraź sobie, że nawet byłam w drodze na uczelnię. -westchnęła opadając na koc
Piotrek do niej dołączył i słuchaj jej porannych przygód.
- Wiesz, że to podchodzi pod porwanie? -zażartował
- Tak? Super! Jeszcze dziś odwiedzi go mój prawnik!
- Ej, nie denerwuj się. Z drugiej strony może być calkiem fajnie. Pomyśl tylko, -przewrócił się na plecy i skrzyżował ręce pod głową- jesteśmy tu sami, żadnych piszczących fanek, nikt się nas nie czepia, nikt do nas nie wydzwania co chwila, bo nie ma zasięgu, mamy dwa koszyki pełne jedzenia. Czego chcieć więcej? -rozmarzył się
Kornelia zastanowiła się przez chwilę.
- W sumie już i tak nie mam po co wracać na uczelnię... Ty treningu też nie masz. W sumie... W sumie przyda nam się dzień wolny od wszystkiego i wszystkich.
Piotrek nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko i podparł na rękach, by pocałować ją w policzek.
  Nie wiedzieli ile czasu minęło od kiedy Grzesiek ich zostawił. Leżeli obok siebie milcząc.
Ciszę w końcu przerwała dziewczyna.
- Wiesz, w Lublinie czasem chodziłyśmy z Julką do parku, kładłyśmy się na trawie i obserwowałyśmy chmury. Może to dziecinne zajęcie, ale nam bardzo pomagało, zwłaszcza po-
- Po ciężkim dniu, pełnym pracy i wysiłku. Po tym, jak inni wymagają od Ciebie, żeby góry przenosić, a Ty zwyczajnie jesteś już wszystkim zmęczony. -dokończył za nią
- Tak... -spojrzała na niego- Skąd wiesz, że dokładnie to samo chciałam powiedzieć?
- Trochę Cię już poznałem. Poza tym, mam tak samo. To dziecinne zajęcie bardzo mnie uspokaja. Kiedy byłaś w Serbii spędzałem długie godziny na trawniku przed halą. Chłopaki siłą mnie do domu musieli zaciągać.
Kornelia słuchała w milczeniu.
- Może nie powinienem do tego wracać, ale... -kontynuował- Musisz wiedzieć, że zachowywałem się jak kretyn. Dobrze wiesz, że nie jesteś mi obojętna. Tylko w pewnym momencie pogubiłem się w tej całej sytuacji... Chciałem mieć Cię blisko, nawet jeśli Ty chciałaś tylko przyjaźni. Byłem zazdrosny.
Kornelia zmierzyła go wzrokiem.
- No dobra, jestem. Jestem zazdrosny. I nie wiem, jak długo jeszcze to wytrzymam tak naprawdę. Rozumiem, że nie chcesz już się z nikim wiązać, ale... Ale nie zniosę widoku Ciebie z kimś innym niż ja. Jestem zazdrosny o to, że poleciałas wtedy do Serbii i mimo tego, że później cierpiałaś, nadal byłaś z tym frajerem. Jestem zazdrosny o to, że we Francji spotykałaś się z Andersonem. O to, że z nim byłaś we Włoszech. O to, że przyleciał tu z Tobą i chce Cię zabrać do Rosji. o to, że Cię wspiera. Bo to ja powinienem pełnić tę rolę. To ja powinienem być przy Tobie, kiedy tego najbardziej potrzebujesz. To ja powinienem być dostępny dla Ciebie o każdej porze dnia i nocy. To ja-
- Piotruś, bądź już cicho. -przerwała mu z uśmiechem i zamknęła usta pocałunkiem. 
Nie wiedziała czemu to zrobiła. Nagle poczuła taką potrzebę. Chciała, by wreszcie wszystko się dla nich ułożyło. Po tej dłuższej chwili pełnej szczęśliwości, Kornelia oderwała się od niego i powiedziała jak gdyby nigdy nic
- Zgłodniałam, wiesz? Może zróbmy w końcu użytek z tych koszyków.
Nie mówiąc nic więcej zajrzała do środka.
- Patrz jaki sprytny! -wyjęła karteczkę
- "To jest śniadanie. W drugim koszyku znajdziecie coś na obiad. Kolację musicie sobie sami upolować albo jakoś wrócić :p Z siatkarskimi pozdrowieniami, Resovia Team!" -odczytał Piotrek
- Czyli Grzesiek nie działał w pojedynkę...
- Na to wygląda, ale przynajmniej dobrze nas zaopatrzyli. 
Kolejno wyciągali produkty. Wśród nich znaleźli same swoje przysmaki. Chleb tostowy, Nutellę, dżem truskawkowy, bitą śmietanę, przygotowane do spożycia ciasto naleśnikowe, owoce, sok pomarańczowy, herbatę i kawę w termosie.
- Pełen zestaw normalnie. 
- To na co ma Pani ochotę?
- Na wszystko po trochu. -uśmiechnęła się
Po śniadaniu nadal nie opuścili koca. Dużo się śmiali, rozmawiali, przekomarzali, wygłupiali. Jednak żadne z nich nie odważyło się po raz kolejny wykonać tego jednego kroku w swoją stronę. Nie chcieli popsuć chwili. Tak im zleciał czas do południa.
- Wiesz, chyba powinniśmy znaleźć te kluczyki... -zaczął niepewnie Nowakowski
- Chcesz już wracać, tak? -nie wiedziała dlaczego, ale zadając to pytanie, głos jej zadrżał
- Nie, kochanie, pewnie, że nie! -ujął jej dłoń Piotr- Ale jakoś będziemy musieli się dostać do miasta. Poza tym gdyby to było moje auto to pół biedy... Ale wiesz, że to samochód trenera. Może i był zamieszany w ten spisek, ale...
- Wiem. Rozumiem. Chodźmy. -dokończyła za niego myśl
  Zaczęli przeszukiwać pobliski teren.
- W tym gąszczu w życiu ich nie znajdziemy!
- Nie marudź, damy radę. Widziałeś, w którą stronę Grzesiek rzucał?
- Tu gdzieś. 
- To już połowa sukcesu. Zrobimy tak. Ty przeszukasz tamten zaułek, a ja zostanę tu. 
- Czyli się rozdzielamy? -zrobił minę małego szczeniaczka
- A chcesz znaleźć te głupie kluczyki?
- Nie mamy wyjścia.
- No więc sam widzisz. -cmoknęła w powietrzu i wskazała raz jeszcze, gdzie ma szukać.
Mijały kolejne minuty. 
- Te poszukiwania są chyba bez sensu... -mówiła do siebie
Powolutku, kroczek za kroczkiem każde z nich odgarniało leśne krzaczki czy pojedyncze liście. Bez skutku.
- I jak Ci idzie? -pytali się nawzajem co jakiś czas
Po upływie dobrych piętnastu minut Kornelia zauważyła coś, co nie pasowało do leśnego wystroju.
Pod jednym z drzew znalazła kluczyki i już miała dać znać Piotrkowi, że poszukiwania zakończone, ale w ostatniej chwili cofnęła rękę. Pomyślała, że skoro zguba się znalazła, to nic nie stoi im już na przeszkodzie i mogą wracać. Nie chciała jednak tak szybko znaleźć się w mieście. Wtedy cała ta magia może zniknąć. A tego ryzykować nie chciała. Schowała więc kluczyki do kieszeni i podeszła do chłopaka.
- I jak?
- Chyba będę musiał wziąć na siebie koszty wymiany zamka, o ile to w ogóle jest do zrobienia.
- To może zajmijmy się czymś przyjemniejszym? Przejdziemy się?
Nowakowski miał już dość tych bezsensownych poszukiwań igły w stogu siana, więc nie wnosił sprzeciwu.
Wyszli do dróżki i maszerowali ramię w ramię. 
- Powiedz mi... -przerwał ciszę
- Proszę, nie zadawaj teraz zbędnych pytań. Nie chcę się o nic martwić tylko cieszyć chwilą... -poprosiła
- Jak sobie życzysz. -uśmiechnął się i pocałował w czubek głowy.
Czuła o co chciał ją zapytać. Na pewno chciał wiedzieć, jak to z nimi teraz będzie. Tylko czy Kornelia znała odpowiedź? Wydawało jej się, że jeszcze nie jest gotowa na związek, że to za wcześnie. Nie chciała niczego psuć pochopną decyzją. Dopiero co znów zaczęli się dogadywać. Wiedziała, że nie jest mu obojętna jak to sam przyznał. Ale przecież i on był dla niej kimś więcej. Chciała mieć go blisko, ale czy to wystarczy, żeby dwoje ludzi mogło zbudować mocny i trwały związek?

- O czym myślisz?
- O Tobie. -wypaliła od razu
- To dobrze.
- Dlaczego?
- Bo i ja myślę o Tobie.

Czego chcieć więcej?




--------------------
Mam nadzieję, że się Wam spodoba ;) Miał być dłuższy, ale później znowu byście powiedziały, że przerywam w nieodpowiednim momencie czy coś ;p
Gratuluję Jagodzie, która jako pierwsza odkryła niecny plan Grzesia ;)
Enjoy!

PS. Pamiętacie, że mamy też drugą historię? Kto jeszcze nie miał okazji zapoznać się z włosko-polskimi przygodami Oliwii, serdecznie zapraszam ;)

piątek, 23 sierpnia 2013

- Don't be afraid

  Kornelia obudziła się w dość dziwnym nastroju. Z jednej strony cieszyła się, bo przecież sobota i nowy sezon tuż tuż. Coś jednak burzyło jej wewnętrzny spokój. Czuła, że to będzie dziwny dzień. Z niewiadomych przyczyn chodziła poddenerwowana. Była nieco rozkojarzona. Nie lubiła siebie w takim stanie. Wolała kontrolować sytuację, ale tego dnia miała wrażenie, że nic nie jest zależne od niej.
Zjadła szybkie śniadanie, ogarnęła się i pobiegła na autobus. Po kilkunastu minutach stania w korku, jak to zwykle o porannej porze, wysiadła na pierwszym lepszym przystanku. Stwierdziła, że chyba szybciej dojdzie na uczelnię o własnych nogach. Zazwyczaj tego nie robiła. Wolała przeczekać poranne korki i pokonać trasę miejskim środkiem transportu. W końcu na Aleję Rejtana był kawałek drogi. Jednak coś ją podkusiło i zrezygnowała z dalszej drogi już na trzecim przystanku. Idąc zdecydowanym krokiem przed siebie zauważyła znajomy samochód. Kierowca zwolnił i zatrzymał się na chodniku kilka metrów dalej. Kiedy dziewczyna się zbliżała kierowca uchylił szybę.
- Nie powinnaś być w drodze na uczelnię? -zapytał wesoło
- I jestem.
- Zawsze jeździsz autobusem...
- Ale dziś zmieniłam zdanie.
- Wsiadaj. Podrzucę Cię.
- Nie, dzięki. Przejdę się.
- Kori, widziałaś godzinę? Wskakuj. 
- Nie jedziesz na trening?
- Jadę, ale mam więcej czasu niż Ty. 
- Przejdę się. -powtórzyła stanowczo
- Dziewczyno, jaka Ty jesteś czasami uparta! Chodź tu szybko i nie marudź. Stoję na zakazie. -chłopak pokręcił głową 
Kornelia ze spuszczoną głową wsiadła do auta i zapięła pas. Odwróciła wzrok i patrzyła gdzieś w martwy punkt za szybą. 
- Co się dzieje? -zapytał przerywając ciszę
- Nic. 
- Przecież Cię znam... -dodał troskliwie
- Nie wiem Grzesiu... Od rana dziwnie się czuję.
- Może powinnaś zostać w domu? Mam zawrócić?
- Nie, nie. Nie wiem dlaczego tak mam... Po prostu mam dziwne wrażenie, że dziś coś się staje. Jestem jakaś niespokojna...
Kosok podrapał się po głowie.
- Faktycznie dziwne... A może z kimś rozmawiałaś i to Cię tak rozstroiło?
- Tylko z Mattem, o moim przyjeździe. To była normalna rozmowa, więc odpada.
- Na serio chcesz tam lecieć?
- Tylko na weekend.
- Ale tam jest zimnoooo. -zaczął się śmiać
Również Kornelia się uśmiechnęła.
- Może Piotrkowi tamtejsze warunki nie odpowiadają, ale to tylko kilka dni.
- Chodzi o ten mecz, tak?
- Tak. Mattowi bardzo zależy. Już mu obiecałam, że będę.
- W Spale Ziomek z Kurkiem coś wspominali. W sumie to fajnie, też bym chętnie ich występ zobaczył.
- Może wybierzesz się ze mną?
- Nie da rady. Treningi, mecze. Oni to co innego. Ze względu na to wydarzenie mają inną sytuację w swoich klubach. A w ogóle! Coś Ci powiem, ale masz się nie wygadać.
Dziewczyna gestem dała mu do zrozumienia, że nie piśnie ani słówka.
- Żygadło będzie grał z Andersonem. Trwają ostatnie rozmowy. Ale to jest tajne przez poufne!
- Podczas tego meczu? To super!
- Nie, chodzi mi o klub. Łukasz przenosi się do Zenitu.
- Serio?! Myślałam, że Winiarskiego będzie wspierał...
- Czyli słyszałaś, że Michał opuszcza Bełchatów?
- Tak. W ogóle ten sezon będzie inny. Tyle zmian...
- Będzie dobrze. Zmiany są dobre. Taki korek?! -krzyknął nagle Grzegorz
- Już rozumiesz czemu zrezygnowałam z autobusu? -uśmiechnęła się
- Czekaj, czekaj. Tu gdzieś jest skrót chyba.
- Grześ, bardzo Cię lubię i szanuję, ale proszę, jeśli nie jesteś pewien to po prostu mnie tu wysadź. Do uczelni jest dosłownie kilka minut spaceru.
- Nie ma mowy. Obiecałem, że podrzucę Cię na miejsce. Ja wiem, że tu gdzieś jest taka droga.... O! Jest!
Siatkarz skręcił w jedną z bocznych ulic. 
- No, -zaczął zadowolony z siebie- ominiemy to całe skrzyżowanie i wyjedziemy zaraz przy uczelni.
- Zdążymy?
- No pewka! 
Jechali przed siebie kilka minut.
- Jesteś pewien, że to dobra droga?
- Tak, tu zaraz będzie zakręt w lewo. 
I faktycznie. Po chwili na horyzoncie pojawił się owy zakręt.
- Ups... -zatrzymał samochód Kosa
Droga była dalej nieprzejezdna z powodu robót. Obok widniała informacja o dodatkowym objeździe.
- Cholera Grzesiek! -powoli zaczyna się denerwować Kornelia- Pospieszałeś mnie, a teraz sam zobacz, która godzina. 
- Damy radę, damy radę. -zaczął powtarzać jak mantrę wrzucając wsteczny bieg.
- Chcesz cofać? A zauważyłeś przy wjeździe, że to ulica jednokierunkowa? -pytała nerwowo
- Eee...
- Kosok! 
- Nie denerwuj się Kornelka, tylko się nie denerwuj...
- Skręć tu obok. -poleciła
Grzegorz bez słowa sprzeciwu wykonał manewr. 
Przez dłuższy czas jechali wąską ulicą. Z czasem zauważali coraz mniej zabudowań. 
- Nie możesz gdzieś zjechać, zawrócić?
- A widzisz tu gdzieś taką możliwość?
Dziewczyna rozejrzała się. Faktycznie. Ulica była naprawdę wąska. Nigdzie nie było żadnego zjazdu, skrętu czy jakiejkolwiek innej uliczki. Kornelia spojrzała na zegarek.
- To już widzę, jak dziś trafiłam na zajęcia.
- Czy to moja wina, że wszędzie są korki, roboty drogowe albo inne cuda? -patrzył na nią przepraszająco siatkarz
- Ale mogłeś mnie wysadzić, jak Cię prosiłam.
- Nie mogłem. Obiecałem, że dostarczę Cię na miejsce.
- I mamy teraz efekty... -skrzyżowała ręce na piersiach i patrzyła przed siebie
Prezenter radiowy oznajmił wybicie kolejnej pełnej godziny.
- Super... -mruknęła pod nosem
- No Kori przepraszam Cię. Skąd mogłem wiedzieć, że tam coś kopią. 
- Trzeba było stać w korku albo pozwolić mi wysiąść.
- Kiedy tam na serio było skrót! -bronił swoich racji
- Dobra, nie będziemy się kłócić. Po prostu znajdźmy drogę powrotną, bo w końcu i Ty nigdzie dziś nie pójdziesz. 
- Tak właściwie... Nie ma dziś treningu. -dodał po cichu
- Słucham?
- Nic, nic. -podkręcił głośniej muzykę
Jechali dalej, a końca ich podróży nie było widać.
- Panie Kosok... -westchnęła
- Tak Panno Kowal?
- Czy wiesz właściwie dokąd jedziemy?
- Przed siebie. Już niedaleko.
- Co Ty kombinujesz?
- Chcę Cię wywieźć za miasto i zostawić w środku lasu. 
- Nie żartuj. -zaśmiała się
- Nigdy nie byłem bardziej poważny. -nie odrywał wzroku od trasy. 
Kornelia spojrzała na niego wystraszona. Sięgnęła drzwi auta i usłyszała od razu dźwięk automatycznego zamka. Grzesiek jechał bardzo powoli. Rozglądał się. Jakby czegoś szukał. Dziewczyna w torebce znalazła swój telefon.
- Nie ma zasięgu. -odgadł jej zamiary siatkarz.
Zaczęła panikować. W myślach pojawiło się setki myśli. Nie panowała nad czarnymi scenariuszami, które same się tworzyły w jej podświadomości. 
- Prawie jesteśmy. -dodał wjeżdżając w leśną drogę
Dziewczyna nie wiedziała co się dzieje. Przecież się przyjaźnią. On jako jeden z nielicznych od początku ją rozumiał. A teraz co? Naprawdę wywoził ją do lasu! 
- Grzesiu... Co jest grane? -była coraz bardziej wystraszona
- Nic. A co ma się dziać? -odpowiedział jak gdyby nigdy nic
- Ale... Do miasta to chyba nie tędy...
- Ktoś powiedział, że wracamy do miasta?
- Grześ proszę Cię...
- No chyba się mnie nie boisz? -wbił w nią swoje czekoladowe spojrzenie.. 




---------------
Kochany Grzesio czarnym charakterem?
Enjoy!

czwartek, 22 sierpnia 2013

Six degrees of separation

   Powoli wstała, narzuciła na siebie szlafrok i podeszła do drzwi. 
- Kto tam? -zapytała jeszcze z korytarza
- To ja! -usłyszała donośny głos kapitana Resovii
- Cześć. -przywitała go uśmiechem- Co tu robisz rano?
- Rano? Dziewczyno, -jak gdyby nigdy nic wszedł do mieszkania- Ty wiesz, która godzina?
- Nieee... Pewnie zaraz się dowiem. -zerknęła na zegarek stojący na lodówce- Matko!
- No właśnie. -westchnął Achrem- Jest dziesiąta. Od dwóch godzin powinnaś być na zajęciach. Niedługo pierwsze kolokwium, a Ty już wagarujesz? -ciągnął poważnym tonem
Kornelia zaczęła biegać po mieszkaniu w poszukiwaniu odpowiednich ubrań, notatek etc.
- Jakie kolokwium? -pytała pokonując trasę sypialnia-łazienka
- Z gramatyki opisowej o ile dobrze pamiętam.
Dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na niego zdziwiona
- Nie patrz tak. Irina mi powiedziała.
- Przecież ona nie studiuje ze mną...
- Ale często rozmawiacie i zapamiętała, bo strasznie to przeżywasz podobno. -uśmiechnął się i zajrzał do lodówki- Czy Ty cokolwiek jesz?! Panno Kowal! Przecież ta lodówka jest praktycznie pusta!
- Eee tam, powinien być na którejś półce jogurt. Albo i dwa nawet. W sumie mogłam coś wspomnieć o tym kolosie... Ale chwila moment! Skąd wiesz, że powiedziałam to akurat jej? I skąd ją znasz w ogóle?
- Siostra i mnie coś wspomina od czasu do czasu.
- Siostra?! Irina jest Twoją siostrą?!
- Nie chwaliła się? Pewnie czekała do meczu w sobotę. -wzruszył ramionami Olieg
- Uduszę ją... -kręciła głową z niedowierzaniem
- To załatwisz później, teraz się pospiesz to zdążysz na ćwiczenia jeszcze. Podrzucę Cię.
- Chyba się nie opłaca... Nie byłam na wykładzie, a facet strasznie się czepia o nieobecności...
- Nie gadaj tyle tylko się streszczaj. Wykładowca sam się spóźnił i w końcu odwołał wykład. Kazał tylko listę zrobić. Irina Cię wpisała, bo on i tak nie ma pamięci do twarzy tylko polega na swoim notatniku.  Martwiła się, że nie odbierasz, więc na przerwie poszła sprawdzić czy już jesteś na uczelni. Akurat w tym momencie wpadł ten wykładowca. Zresztą, wiedziałabyś o wszystkim, gdybyś miała włączony telefon. -wyjaśnił jej
- Bateria musiała mi paść w nocy. -skłamała, bo przecież celowo go wyłączyła
- Bateria baterią, ale dziewczyno... Ogarniaj się! -śmiał się kapitan- Bo do wieczora nie wyjdziemy a ja na trening muszę jechać niedługo. Matko... Twój facet będzie musiał mieć ogrom cierpliwości. 
Kornelia tylko uśmiechnęła się przepraszająco i zniknęła za drzwiami łazienki.
  
  Pędziła schodami na górę. Dotarła na uczelnię akurat na końcówkę przerwy. Pod salą ćwiczeń czekała już na nią Irina. 
- Hej! -przywitała się z nią
- No cześć. -Kori próbowała udawać obrażoną- Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć?
- Ale w sensie, że co?
- Dobrze wiesz.
- Nie wiem. -przekomarzała się z nią
- To, że jesteś siostrą Achrema? 
- Ojjj cioteczną siostrą. Dwa lata temu byłam u nich praktycznie całe lato i tak mi się spodobało, że postanowiłam się przenieść do Rzeszowa na dłużej.
- Cioteczna czy nie, zawsze to siostra. Nie rozumiem, dlaczego zrobiłaś z tego taką tajemnicę...
- Nie chciałam, żebyś pomyślała, że skoro Olieg jest taki rozpoznawalny tutaj to wszystko mi załatwiał a ja jestem tylko zadufaną w sobie małolatą. 
- Nie pomyślałabym tak. 
- Wtedy tego nie wiedziałam...
- Popatrz, ile wspólnych wypadów na treningi Resoviaków nas ominęło! -szturchnęła ją lekko Kornelia
- Z tego co wiem, nie chodzisz na ich treningi. -Irina pokazała jej język
- Może to się zmieni?
- Dajesz Piotrkowi szansę?! Ohh yeah! -prawie krzyknęła Białorusinka
- No nie wierzę... Ty też?
- Co ja też? Jestem w "Team Piter"? A i owszem! -wyprostowała się dumnie
- Wy na serio nie macie innych tematów?
- Proszę Cię. To takie oczywiste, że prędzej czy później się zejdziecie. Tylko wszyscy mamy nadzieję, że stanie się to prędzej niż później. -Irina spojrzała na zegarek- Lecę na swoje zajęcia. Masz okienko dziś?
- Mam. Zjemy razem obiad?
- Pewnie! Spotkamy się przed budynkiem. Paaa! -cmoknęła w powietrzu Irina
- Do zobaczenia.

  Godziny dłużyły się Kornelii w nieskończoność. Miała wrażenie, że w jednej czy drugiej sali wykładowej spędziła już dobrych kilkadziesiąt minut, a po sprawdzeniu zegarka okazywało się, że minął dopiero kwadrans. 
  W końcu nadeszła upragniona przerwa. Kornelia jak na skrzydłach wyszła na zewnątrz, gdzie czekała już na nią Irina.
- Gotowa? -zapytała
- I głodna! -chwyciła ją pod rękę i udały się do pobliskiej restauracji. 
  Dziewczyny siedziały i rozmawiały w najlepsze, kiedy do lokalu weszło trzech rzucających się w oczy facetów. Oczywiście musieli się do nich dosiąść.
- Nie, nie krępujcie się, -zaczęła Irina- przecież my tu wcale nie byłyśmy w trakcie życiowej rozmowy.
- Nie? To super! -ucieszył się Ignaczak
- To była ironia... -westchnęła
- Teee Irina, bo powiem naszemu miejscowemu kapitanowi, że jesteś dla nas niemiła. -żartobliwie pogroził jej palcem
- I co zrobi? Da mi szlaban? -zaśmiała się
- Masz rację. To nie jest możliwe. 
Cały stolik zaczął się śmiać.
- O czymś powinnam wiedzieć? -wtrąciła Kori
- Kiedyś, podczas wakacji, -zaczął Kosok- zrobiliśmy imprezę na świeżym powietrzu. U Achremów. Irina wtedy mocno się o coś pokłóciła z bratem i ten powiedział, że ma zakaz wychodzenia z pokoju. Tylko ona znalazła lukę w zakazie. Nie określił z którego konkretnie pokoju. Nie powiedział 'ze swojego pokoju' czy 'dużego pokoju'. No i żeby nie było, że wyszła przez pokój, Irina wybrała balkon. 
- Balkon?! -zdziwiła się Kornelia
- Tak, zaczepiłam prześcieradło o balustradę i się ześlizgnęłam. -wyjaśniła Irina
- Ale się Olieg zdziwił, jak jej poszedł zanieść kolację! -na samo wspomnienie Krzysiek prawie leżał ze śmiechu
- Oooo! -przypomniał sobie Nowakowski- Kiedyś też była akcja. Pożyczyłem Irinie konsolę. No nudziła się biedna, chciałem jej dać jakąś rozrywkę. Olieg zaczął jej cisnąć, że tylko gra i gra, mogłaby wyjść trochę na świeżym powietrzu pograć, zdrowsza by była. Tak więc Irina przesunęła szafki pod okno i na leżaczku na dworze, na wyciągniętym na maksa kablu, grała dalej.
Irina tylko się uśmiechnęła.
- Taak, mój starszy brat nigdy nie miał na mnie wpływu.
- Widzę, że dawałaś mu popalić. -skomentowała Kornelia
- Gdzie tam! Tylko w razie konieczności. Na co dzień jestem przykładną siostrą, która go wspiera i pomaga w miarę możliwości. 
- I to się chwali, a teraz jedzmy. Zglodniałem od tego gadania! -dorzucił Igła spoglądając na porcje dziewczyn
- Jakby w Rzeszowie było mało knajp... -pokręciła głową Irina
- Dobrze wiesz, że tu są najlepsze naleśniki! -dodał Grzegorz- Prawda Kori?
- Tak, -spojrzała na swoją porcję z nutellą i truskawkami- zdecydowanie najlepsze.
- A ja się nie zgadzam. Twoja mama robi lepsze. -wtrącił swoje trzy grosze Piotrek.
Koledzy spojrzeli na niego zdziwieni.
- No co? -zapytał ich
- Nieee, nic nic. -chłopaki spojrzeli na siebie porozumiewawczo
- To chyba nici z ploteczek... -westchnęła Irina
- A to czemu? -ożywił się Ignaczak
- Z nami też możecie pogadać! -wtórowali mu Piotrek z Grześkiem czekając na swoje zamówienia
- Tak? Dobra! -zaśmiała się Kornelia- Chcę kupić sukienkę na wyjazd. Widziałam dwie w galerii, ale nie mogłam się zdecydować.
- Mała, przecież wiesz, że wujek Krzysio zawsze Ci doradzi. -wyrecytował libero- Już raz chyba na zakupach byliśmy. I jak na tym wyszłaś?
- No dobrze... -przyznała
- Sama widzisz. To kiedy rundka po sklepach?
- Jak znajdę pracę i trochę kasy odłożę. -powiedziała jakby do siebie
- Gdzieś się wybierasz? -wtrącił Piotrek
- Tak mi się zdaje.
Piotr patrzył na nią pytająco, więc musiała udzielić mu pełnej odpowiedzi.
- Dostałam zaproszenie do Rosji.
- Lotman leci? -pytał dalej
- Lotman? A dlaczego?
- Bo pewnie to zaproszenie Andersona.
- Które dostałam ja, a nie Paul.
- Chyba nie masz zamiaru lecieć?
- Nie rozumiem. -uniosła znacząco jedną brew
- No bo... -ugryzl się w język Pit, nie chciał znowu wyjść na zazdrośnika czy zaczynać niepotrzebnej kłótni- Tam jest zimno.
Ignaczak walnął się w czoło na te słowa, a Grzegorz z Iriną pokręcili tylko głowami.
No tak, Nowakowski mógł wymyślić lepszy argument.
- Szukasz pracy? -wyłapał w końcu Kosa
- Jak każdy student w tym kraju. -odpowiedziała żartobliwie
- Ciepła posadka zawsze na Ciebie czeka. -pokręcił głową Krzysiek
- Co? Jaka? -dopytywał Nowakowski
- Nieważne. -Kornelia nie chciała podejmować tematu
- Ważne. Krzysiek? -Pit liczył na wsparcie kolegi
- Mówiłem jej już dawno temu, że gdyby tylko chciała może pracować jako klubowy fotograf.
- A ja Ci już dawno temu powiedziałam, że klub ma już jednego fotografa. -skrzyżowała ręce na stole
- Przecież to nie problem. -wtrącił Grzegorz- Można przecież tak pracę ustawić, żebyście oboje mieli zajęcie.
- O! Kosa dobrze gada. -przytakiwał Piotr
- Dajcie spokój. Coś znajdę. -uśmiechnęła się lekko- Irina? My chyba musimy już lecieć? -dyskretnie dała jej znak, że lepiej będzie jeśli już pójdą
- Aaa tak tak. Mamy jeszcze wykłady. Także sorry panowie, zjecie sami. -skinęła na kelnerkę, która właśnie niosła dla nich posiłek
- Powiemy Oliegowi, że jesteś grzeczna dziewczynka i chodzisz na zajęcia to może pozwoli Ci na mecz w sobotę przyjść. -zaśmiał się Igła
- No bardzo zabawne. -wystawiła mu język
- Trzymajcie się chłopaki. -pożegnały się i skierowały ku wyjściu
- Do zobaczenia! -głośno zaakcentował Piotrek odprowadzając je wzrokiem

  W drodze na uczelnię dziewczyny rozmawiały o sobotnim meczu.
- To pierwszy mecz w sezonie. Nie mogę się doczekać!
- Ja też...
- Kornelia? Co się dzieje?
- Sama nie wiem...
Kornelia opowiedziała Irinie w skrócie ostatnie wydarzenia.
- Przyjechał do Ciebie. To już o czymś świadczy.
- Ale wyszedł tak nagle...
- Może ma babcię chorą?
- Nie mógł powiedzieć normalnie?
- No mógł...
- Wiec widzisz. Ja już się gubię w tym wszystkim. Z jednej strony nie chciał, żebym była z Aleksem. Wkurzył się kiedy poleciałam do Serbii albo jak jeździłam do Bełchatowa. A teraz co? Kiedy trafiła się okazja, odpowiedni moment... Mógł coś powiedzieć, coś zrobić. A on najzwyczajniej w świecie zwiał.
- Może się wystraszył?
- Ale czego?
- Tego, że coś może zepsuć? Piotrek na pewno nie chciałby Cię zranić. Wie, przez co musisz teraz przechodzić i może po prostu nie chce Ci mieszać w życiu.
- Kiedy własnie on mógłby mi pomoc wszystko naprostować...


  Wieczorem Kornelia postanowiła, że zacznie się przygotowywać do kolokwium. Przygotowała swoją ulubioną kawę. Z zaopatrzonej już odpowiednio lodówki wyjęła kilka produktów. Kilka chwil później, z kubkiem gorącego napoju i talerzem kanapek, usadowiła się na podłodze przy łóżku. Dookoła porozkładała podręczniki i notatki. Tak spędziła następne dwie godziny. Od tego pasjonującego zajęcia oderwał ją telefon.
- Matt! Co u Ciebie?
- Pusto tu bez Ciebie...
- I tu też.
- To co? Mam rezerwować bilet? -zapytał z nadzieją
- Rozmawialiśmy o tym...
- I powiedziałaś, że przyjedziesz na mecz.
- Kiedy on jest dokładnie?
- W sobotę.
- Hmm... -zastanowiła się
- Będziesz, prawda?
- Ale moment! W tę sobotę?! Przecież Sovia gra pierwszy mecz w sezonie... -uświadomiła sobie nagle
- Kori... Obiecałaś...
- Matt... I co ja mam Ci powiedzieć? -wyraźnie posmutniała
- Na ich mecze możesz chodzić co tydzień... A taka okazja może się długo nie powtórzyć. Proszę...
- Matthew przepraszam Cię. Wiesz, że nie mogę.
- Dlaczego?
- To ważny dzień. Nie zostawię Piotrka. -dodała bez chwili namysłu
- Wiesz co właśnie zrobiłaś?
- Co takiego?
- Przyznałaś głośno, że nie możesz zostawić Piotrka. I nie chodzi tu o jakiś mecz, bo nie pierwszy raz zaczyna się dla niego czy drużyny sezon. Chodzi o to, że jesteś do niego bardzo przywiązana i Ci zależy. -Anderson nie krył swojego zadowolenia z takiego obrotu spraw
- To nie tak...
- Nawet nie próbuj się tłumaczyć. Ja i tak swoje wiem. -dziewczyna wyobraziła sobie jak Amerykanin uśmiecha się wypowiadając te słowa
- I nie jest Ci przykro, że nie przylecę? Mimo, że obiecałam?
- Przylecisz. Mecz jest za kilka tygodni dopiero.
- CO?!
- Musiałem coś sprawdzić. Też Cię kocham!
- Ale ja Ciebie wcale! Jak mogłeś mi to zrobić? Wiesz na ile nerwów mnie naraziłeś?
- Ojj kochasz mnie, jestem przecież najlepszym kumplem jakiego dziewczyna może sobie wymarzyć. -żartował
- Skromny jak zawsze.
- Nie gniewaj się, że taki sposób wybrałem. Nie widziałem innej opcji.
- Po co Ci to właściwie było?
- Mnie? Po nic. Tobie to na pewno pomoże. Trust me. Kończę, muszę pobiegać. See you!
- Matt? Maaaaatt? Jak ja nie lubię jak on się rozłącza.. -pokręciła głową i zaśmiała się w duchu
  
  [Koniecznie PLAY]
  Resztę wieczoru dziewczyna spędziła na skakaniu po kanałach. Trafiła w końcu na jedną z części Harry'ego Pottera. Oglądając film zaczęła się zastanawiać nad losem trójki przyjaciół.
- Przecież oni tak naprawdę się oszukiwali od początku... -zaczęła mówić sama do siebie- Harry'emu zależało na pozostalej dwójce, mógłby za nich życie oddać, jak prawdziwy przyjaciel. Tyle, że Hermiona od początku miała słabość do Pottera, a Ron podkochiwał się własnie w niej. Ta nie zwracała na niego większej uwagi, ale później wkurzyła się, że nie zaprosił jej na bal. Błędne koło. Koniec końców, dopiero pod koniec swoich przygód zaczęło im się układać, ba! nawet rodziny szczęśliwie założyli. Najpierw jednak sporo każde z nich przeszło... A mówią, że życie w filmach jest bardziej kolorowe...
  Po krotkich, ale konkretnych filozoficznych przemyśleniach, Kornelia dokończyła seans. Było po dwudziestej trzeciej, kiedy wyłączyła telewizor. Wzięła szybki prysznic, zmyła makijaż i przebrała się w luźną koszulkę do spania. Zgasiła światło i wskoczyła do łóżka. Mimo najszczerszych chęci nie mogła jednak zasnąć. Przekręcała się z boku na bok. Tysiąc razy przekładała poduszkę na wszystkie strony i pod każdym kątem. Nie pomagało. Podeszła do okna i uchyliła je. Do pokoju momentalnie wpadło rześkie październikowe powietrze. Kornelia wróciła pod kołdrę. Zamknęła oczy. Była rozbita. W głowie mieszało się setki myśli. Ku jej zdziwieniu w myślach pojawił się Serb. A przecież już o nim nie myślała... Wmawiala sobie, że jest ok. Wydawało się jej, że chociaż po części się od tej sytuacji odcięła.
Przypomniała sobie słowa Matta. Może i miał rację? Może faktycznie jest do Piotrka bardzo przywiązana? To, że jej na nim zależy odkryła już dawno temu. Bała się po prostu do tego przyznać. Bała się, że i tym razem coś nie wyjdzie, że zostanie zraniona. Ale nie, Piotr taki nie był i ona to czuła. Nie chciała jednak wykonać tego pierwszego kroku. Dlaczego? Na to pytanie odpowiedzi jeszcze nie poznała.
  Wiedziała, że i tak nie zaśnie, więc sięgnęła po laptopa. Zalogowała się na facebooku. Nic ciekawego. Kolejne zaproszenia od znajomych z uczelni. Jakieś doniesienia z siatkarskich parkietów. Nic szczególnego. Do pewnego momentu. Natknęła się na nowe artykuły i relacje z życia Aleksa. Coś ją podkusiło i zaczęła czytać. Każdy tekst zawierał obszerną fotorelację. Ze wspólnego spaceru. Z kolacji. Z treningu. Z imprezy. Niby nic, ale jednak coś się w niej obudziło. Wróciły wszystkie emocje. Przecież czuła coś do niego. Mimo wszystko. A może to jednak nie była miłość? Chciała z nim kiedyś być. Zrobiłaby wszystko. Nawet nie dbała o relacje z Piotrkiem. To Aleksandar zaczął być dla niej całym światem. Na początku może nie była pewna i nie składała żadnych deklaracji, ale z czasem coraz bardziej przekonywała się o powodzeniu ich związku. Wszystko potoczyło się jednak inaczej... Czy lepiej? Prawie wszyscy byli przeciwni tej znajomości. Mimowolnie zaczęła wspominać i analizować każdą wspólnie spędzoną chwilę. Zastanawiała się, czy przypadkiem ona nie popełniła gdzieś po drodze błędu.
A może to z jej winy ich związek się rozpadł? 

Ktoś kiedyś powiedział, że jeśli zaczynasz się zastanawiać czy kogoś kochasz, przestałeś go kochać na zawsze... 


----------------
Witam Was po tej dłuugiej przerwie. Wiele się działo w ostatnim czasie, zarówno dobrego jak i złego, no nie dałam rady się tu pojawić... Przepraszam, że znowu nie mam możliwości poinformować o wpisie każdej z osobna. Przepraszam też za wszystkie zaległości u Was.
Zrozumiem jeśli okaże się, że nikogo już tu nie ma.
Wybaczcie, dziś się w tym miejscu nie rozpiszę bardziej...
Enjoy!

PS. Znacie jakieś dobre lekarstwo na poprawę nastroju?...