wtorek, 31 grudnia 2013

Epilogue

Kornelia kończyła przygotowywać obiad w kuchni. 
- Mamusiu! Mamusiu szybko! –krzyczał maluch z pokoju
- Jestem, jestem. –Kornelia weszła do nich- I jak?
- Jes druga pserwa dla nas! –wtrąciła dziewczynka skacząca na łóżku
- No to super! –cieszyła się z nimi
Wspólnie oglądali mecz Serbia vs Polska.
Patrząc na roześmiane maluchy myślała o wszystkim, co się do tej pory wydarzyło. 
Kiedyś inaczej myślała o siatkówce. Razem z Julką wzdychały do swoich ulubieńców i żałowały, że w ich mieście nie ma drużyny.
Z czasem wszystko się zmieniło.
Pierwsze spotkanie z Aleksandarem w Lublinie. 
Wtedy jeszcze myślała o dziennikarstwie, studiach w Łodzi.
Później była wycieczka do Rzeszowa. 
Piotrek…
Pierwsza wizyta na Uniwersytecie Rzeszowskim.
Poznanie zawodników i sztabu Resovii.
Wszystko się skomplikowało…
Tyle się wydarzyło od tamtego czasu!
Była w Paryżu. Odnowiła kontakt z bratem.
W międzyczasie myślała o przeprowadzce do Bełchatowa, później Rzeszowa. Po drodze jeszcze była Francja, Rosja.
Poznała wielu wspaniałych ludzi. 
Nie zawsze było kolorowo.  Bo czym byłoby życie bez problemów? 
Jednak w końcu się udało. 
Znalazła się w miejscu, w którym w końcu czuła się szczęśliwa. Mieszkali w domu pod miastem. Miała kochającą się rodzinę. Wspaniały mąż. Dwójka dzieci, przynajmniej na razie.
- Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaak! –skakały z radości dzieci, co wybiło ją z rozmyślań
- Udało się! –w pokoju rozniosło się echo komentatorów- Po raz kolejny zdobywamy złoto Ligi Światowej, gładko wygrywając z Serbami całe spotkanie 0:3!
Maluchy spojrzały na swoją mamę.
- To znaczy fajnie, ze Polska wygrała. –odezwał się chłopiec- Ale smutno, ze Serbia nie…
- Tak Piotrusiu, wiem, o co Ci chodzi. –poglaskała go- Trzeba się cieszyć z wygranej swojego kraju, ale przeciwnikowi nie życzy się źle. Mimo wszystko.
- Właśnie. No i wszyscy są tam fajni… -pokazywał na zawodników na ekranie
Kornelia uśmiechnęła się do swoich pociech.
W kuchni rozdzwonił się telefon.
- Pobawisz się z siostrą?
- Tak mamusiu. 
Podniosła słuchawkę.
- Słucham?
- Pani Kornelia?
- Tak, to ja.
- Witam, moje nazwisko Majewska. Dzwonię z ośrodka adopcyjnego. Umawiałysmy się, że dam znać, jeśli będzie coś wiadomo.
- Proszę mówić. –prosiła zaniepokojona
- Otóż, -zaczęła kobieta- Państwa wniosek został rozpatrzony pozytywnie. Jeszcze tylko kilka formalności i będziecie Państwo pełnoprawnymi rodzicami małych bliźniaków.
- Naprawdę? To cudownie! –rozpłakala się do telefonu- Tak długo czekaliśmy z mężem na tę decyzję.
- Moje gratulację. Myślę, że w przyszłym tygodniu Marysia i Antoś będą już z Państwem.
- Dziękuję. Bardzo dziękuję za wszystko, co Pani dla nas zrobiła!
- Cieszę się, że mogłam pomóc. Aha, i proszę przekazać mężowi gratulacje! Właśnie oglądałam końcówkę meczu. 
- Dziękuję, przekażę. 
Ten telefon napełnił Kornelię jeszcze większym optymizmem.
Schowała twarz w dłoniach i rozpłakała się na dobre. Połozyła dłoń na brzuchu i powiedziała po cichu:
- Ale tatuś się ucieszy jak wróci! Tyle niespodzianek. Tyle szczęścia!
Kilka chwil później wróciła już do codziennych obowiązków.
- Piotruś! Zosia! Obiad! 
Cisza. Nikt się nie pojawił. A zazwyczaj na hasło „obiad” z prędkością światła znajdowali się przy stole.
Weszła do pokoju, w którym oglądali transmisję.
Stali wyprostowani przed telewizorem.
- Obiad na stole, zapraszam. –powiedziała z uśmiechem
- Ciiiiiii! –przyłożyli paluszki do ust
Kiedy Polacy stawali na podium, a z głośników słychać było hymn i śpiew kibiców, mały Piotruś od razu wziął głośniej. 
Rodzeństwo wzięło się za ręce i na swój sposób śpiewali Hymn Polski.
Ze wzruszenia ich mama uroniła kilka łez. Stanęła za nimi i mocno ich przytuliła.
- Chcem na lotnisko! –złożyła rączki w błagalnym geście Zosia
- Tak! Pojedziemy jutro po tatę? –wtórował jej brat
- Na pewno bardzo się ucieszy. –ucałowała ich

*****
Był ciepły, letni dzień. Siedząc w ogrodzie, otoczony dziećmi i gromadką wnucząt, Piotr kończył opowiadać.
- To było najgorsze pięć miesięcy w moim życiu. Później już nigdy się nie pokłóciliśmy. Bywały sprzeczki mniejsze czy większe, bo to normalne. Ale nigdy już nie było tak poważnie i źle. Zawsze mówiliśmy sobie prawdę. Nawet tę najgorszą. Do końca miała bardzo dobry kontakt z przyjaciółmi. Często ich odwiedzaliśmy. Jak jeszcze Piotruś z Zosią byli malutcy, pojechaliśmy na tydzień do Belgradu. A po którychś Mistrzostwach Świata Matthew odwiedził nas z narzeczoną. Oczywiście Julka i Karol też byli naszymi częstymi gośćmi. Nie mówiąc już o całej reszcie. 
- A pojechali w końcu na Okęcie? Wtedy po wygranej Lidze? –zapytała najmłodsza córka, Wiktoria
- Oczywiście! Stali z rodzinami innych zawodników. Pamiętam jej pierwsze słowa… „Będziemy rodzicami. Znowu.” Rozpłakała się. Ja zresztą też. Zawiesiłem złoty medal na jej szyi i powiedziałem, że to tylko dzięki niej. Byłem bardzo szczęśliwy. 
- Tęsknisz za nią? –otarła łzę Marysia
- Każdego dnia. –staruszek, z pomocą Antka, wstał z fotela- Nie ma chwili, w której bym o niej nie myślał. Wszystko mi o niej przypomina. Ten dom. Miasto.
- Może wrócisz z nami do Rzeszowa? –proponował Piotrek junior
- Nie mogę. Ten dom znaczył dla Waszej mamy bardzo wiele. Chciała w nim spędzić ostatnie lata. Czuję tu jej obecność. Mimo, że to już pięć lat, jak odeszła…
Piotr powoli stawiał kolejne kroki w stronę domu. 
- Piękny pojedynczy blok. –chwalił wnuczka, który razem z resztą swojego ciotecznego rodzeństwa grał w ogrodzie
- Po dziadku! –wyprostował się dumnie nastolatek

Piotr obudził się w środku nocy. 
Wstał, założył szlafrok i kapcie. Po cichu zaglądał do kolejnych pokoi. 
Jego dzieci, ich współmałżonkowie i dzieci. Wszyscy spali spokojnie. 
Ten widok napełnił go jedną, być może najważniejszą myślą.
Warto było.
Wrócił do sypialni. Usiadł na łóżku. Spojrzał na zdjęcie swojej żony, które stało na szafce obok. 
- Mieliśmy dobre życie. Mimo tych wszystkich trudności po drodze. Wychowaliśmy wspaniałe dzieci. Lepszego scenariusza nie mógłbym sobie wyobrazić. –odłożył zdjęcie i położył się
- Teraz już będziemy razem na dobre. Najlepsze jeszcze przed nami. –zamknął oczy
Zobaczył ją.
Miłość swojego życia. Uśmiechała się do niego i wyciągała rękę. Chwycił ją. 
Zasnął. 
Na zawsze.




----------------
Po raz ostatni napiszę:
Enjoy!


Zaczynaliśmy w zeszłym roku... Tyle się wydarzyło przez ten czas! Nie tylko w życiu Kornelii, w moim też. Zżyłam się z nią, z tą historią, z Wami. Smutno się żegnać :(
Na początku miałam inną wizję. Wszystko tutaj miało wyglądać inaczej. Jednak cieszę się z efektu końcowego. Mam jednak świadomość, że nie wszystkim może się podobać.
Jeśli kogoś rozczarowałam - przepraszam.
Przepraszam za wszelkie niedociągnięcia, błędy, opóźnienia.
Przepraszam, że nie zawsze mogłam zostawić komentarze na Waszych blogach - wiedzcie, że zawsze je czytam.
Dziękuję za każde słowo uznania czy krytyki, za ilość wyświetleń strony.
Dziękuję wszystkim, którzy byli ze mną.
<3
Łza się w oku kręci, dlatego nie napiszę nic więcej w tym miejscu...
Proszę tylko, by każdy kto tu kiedykolwiek zajrzał, chociaż ten jeden raz, zostawił po sobie komentarz. Byłoby miło wiedzieć, ile tak naprawdę Czytelniczek polubiło losy moich bohaterów :)
Mam nadzieję, że zobaczymy się niedługo przy okazji kolejnych moich historii.
Trzymajcie się!
Życzę Wam wszyyyystkiego dobrego w Nowym Roku!
Całuję,
K.

PS. Najlepsze jeszcze przed nami..



02.01.2014
@EDIT:
Od wczoraj słucham płyty tego Pana i uświadomiłam sobie, że ta piosenka wręcz idealnie oddaje atmosferę historii i tego, jak ona się kończy.
Enjoy listening! ;)







- Promise me tomorrow starts with you

  Maj. Podobno najpiękniejszy miesiąc w roku. Słońce świeci, temperatura dodatnia, ptaki śpiewają. Wszystko dookoła napawa optymizmem. Kornelia jednak nie czuła tego klimatu. W ciągu ostatnich miesięcy popadła w pewnego rodzaju rutynę. Uczelnia-dom-uczelnia-dom-Bełchatów/Kraków. Tak, prawie w każdy weekend starała się wyjeżdżać z miasta. Plus była to świetna okazja by spędzić trochę czasu z przyjaciółmi. Wszystko by nie myśleć. Choć było to raczej mało możliwe. Piotrek cały czas zaprzątał jej głowę. Nie mogła tak po prostu przestać o nim myśleć. Mimo upływu czasu.. 
Kiedy bywała w Bełchatowie zahaczała o Łódź. Dlaczego? Przynajmniej dwa razy w miesiącu spotykała się z Alkiem. Przylatywał bodaj na kilka godzin. Bo nie zawsze mógł wyrwac się z klubu na dłużej. Czuli się ze sobą dobrze. Oficjalnie nie wrócili do siebie. Bo i przecież nie zakończyła oficjalnie związku z Piotrkiem. Z żadnej strony nie było większych deklaracji. Kornelia mieszała się we własnych uczuciach. Aleksandar nie naciskał. Nie chciał po raz kolejny popsuć ich relacji. Z drugiej strony czuł, że Kornelia bardzo tęskni za Piotrkiem.

  Praktycznie każdego wieczoru, nieważne gdzie była, Kornelia patrzyła na swój telefon. Po cichu liczyła na jakąkolwiek wiadomość od Piotrka. Ostatnią dostała prawie dwa tygodnie temu. Pisał, że cały czas kocha ją tak samo mocno i nie zrezygnuje, ale chce dać jej czas. Prosił, żeby się odezwała jak wszystko sobie poukłada. Naprawdę chciał jej wyjaśnić całą sytuację. 
Powoli ona sama nie wiedziała, dlaczego właściwie nie dopuściła go wtedy do glosu, zareagowała zbyt gwałtownie. Przed samą sobą było jej ciężko przyznać się do błędu. Tęskniła za nim, ale była zbyt uparta by pierwsza zrobić krok. Minęło tyle czasu… Bała się, że mogła go stracić na dobre. 
Kilka razy spotkała go na mieście. Na jej widok od razu uśmiech zagościł na jego twarzy. I ona się cieszyła. Pomachała mu, jednak szybko opuściła rękę. A on? 
Zaryzykował. Podszedł.
- Hej… -zaczął niepewnie
- Hej.
- Co u Ciebie?
- Bywało lepiej. A u Ciebie?
- Tak samo. Tęsknię…
- Ja też, ale… 
W sumie sama nie wiedziała, co mogłaby mu powiedzieć.
- Spieszę się na trening. Może wpadniesz? Chłopaki o Ciebie pytali. –mówił drżącym głosem
- To chyba nie jest najlepszy pomysł. 
- Rozumiem. 
- Miłego dnia.
- Wzajemnie… -odpowiedział zrezygnowany
Patrzył jak odchodzi.
I nic nie mógł zrobić.

Kiedy tylko weszła do domu zadzwoniła do przyjaciółki.
- Julka, -zaczęła- jestem idiotką.
- Dzień dobry, Ciebie też miło słyszeć. 
- Ja mówię poważnie.
- Co się stało?
- Spotkałam go.
- I? Dogadaliście się?
- Nie… 
- Ile to jeszcze potrwa?
- Co takiego?
- No ten Twój upór!
- Ja…
- Wiesz, co on powiedział Karolowi? Że to tylko taka próba. Że każdy związek musi przejść swego rodzaju kryzys i gorszy moment, i to jest właśnie ten wasz moment. Kori, on wierzy, że wszystko się ułoży i znowu będzie jak kiedyś.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo bym tego chciała…
- To bierz telefon i dzwoń do niego!
- I co mu powiem? „Hej, byłam głupia i dziecinna. Powinnam Cię wysłuchać, ale to i tak bez znaczenia, bo nie umiem bez Ciebie żyć. Niech będzie jak kiedyś.”, to mam mu powiedzieć?
- Dokładnie. Widzisz jakie to proste?
- Nie potrafię… Zawiódł moje zaufanie. To duża sprawa.
- A przypomnij sobie ile on znosił. 
- O co Ci chodzi?
- Te wszystkie sprawy z Aleksem… Wypadek, jego nagły przyjazd, i to nie raz. 
- To inna sytuacja.
- Nieprawda. Zależy mu na Tobie. Oboje się męczycie. A może w rzeczywistości było zupełnie inaczej? Może naprawdę chciał dobrze, a Ty za szybko wyciągnęłaś wnioski?
- Sama nie wiem…
- Przemyśl to.

 Pod koniec maja Kornelia chodziła po mieszkaniu w tę i z powrotem. Chyba na pamięć znała już każdą ścianę… Czuła się coraz gorzej. Tak bardzo chciała z nim porozmawiać. Jednak wyszła z założenia, że skoro wtedy nie miała ochoty go wysłuchać, teraz pewnie on nie będzie widział takiej potrzeby. Miała wrażenie, że wszystko popsuła. Na własne życzenie. 
  Któregoś dnia zadzwoniła Julka.
- Cześć! –piszczała
- Nie musisz krzyczeć, słyszę Cię doskonale. Co tam?
- Kornelia…
- Tak?
- Kori, Kori…
- No mów o co chodzi.
- Wiem, że to wszystko dzieje się inaczej niż planowałam, ale…
- Zaczynam się bać…
- No właśnie… Ja też. To zmieni całe moje, nasze, życie…
- Matko, nie mów mi tylko, że jesteś w ciąży?! 
- Nieee! Nie, to nie to! –uspokoiła ją od razu- Wychodzę za mąż!
- Co?! –Kornelia z wrażenia upuściła szklankę, którą akurat miała w ręku
- Wiem, wiem. Mieliśmy zaczekać aż skończę studia i tak dalej… Ale wczoraj wieczorem tak sobie rozmawialiśmy i doszliśmy do wniosku, że nie musimy wcale czekać te dwa lata. Studia mogę skończyć jako pani Kłos przecież. –cieszyła się
- Jesteście pewni? 
- Jak najbardziej! –cieszyła się Julka- Przyjedziesz?
- No jak wszystko ustalicie to na pewno. Cieszę się waszym szczęściem.
- To widzimy się za trzy dni.
- Słucham?!
- Ślub jest w ten weekend. 
- Zwariowaliście? –śmiała się- Jak chcecie tak szybko wszystko zorganizować?
- To już zmartwienie Kłosa. Powiedziałam, że na pewno nie da rady wszystkiego szybko zrobić i pobierzemy się pewnie za jakieś pół roku dopiero. No i on stwierdził, że nie ma takiej opcji i jeśli mu nie wierzę to jeszcze się przekonam… Budzi mnie dziś rano i mówi, że wszystko załatwione, a ja mam tylko poinformować najbliższą rodzinę i przyjaciół. –wyjaśniła jej Julka
- Ja od zawsze wiedziałam, ze Karol ma w sobie coś z szaleńca. –żartowała
- Taaa, ja też. Dlatego przepraszam, że zapraszam Cię telefonicznie i… Będziesz-
- To chyba oczywiste! –przerwała jej radośnie- A… -dodała po chwili- Kto będzie świadkiem Karola?
- Nie martw się, wszystko pod kontrolą. Poprosił Andrzeja. Jest jeszcze coś. Karol uparł się, żeby zaprosić całą drużynę. 
- To chyba normalne?
- Tak, tylko… Byłych zawodników też. Aleksa i Cupka na przykład.
- Przecież grali trochę razem. Wcale mu się nie dziwię, że chce mieć kolegów na własnym weselu.
- Czyli nie masz nic przeciwko? Wiesz, nie chcielibyśmy, żeby któreś z was poczuło się niezręcznie. 
- Postaram się przyjechać wcześniej. –zmieniła temat
- Byłoby super. Teraz musisz mi wybaczyć, ale musze wykonać jeszcze kilka telefonów.
- Tak to jest jak się wszystko załatwia na ostatni moment. Leć. Widzimy się niedługo. 
Kornelia odłożyła telefon na szafkę i posprzątała rozbite szkło. Nalała sobie nowy sok i oparła się o parapet. Zastanawiała się nad tym wszystkim. Jej przyjaciółka, Julka, zawsze powtarzała, że na ślub przyjdzie odpowiedni moment. Chciała najpierw skończyć studia. A teraz co? Za trzy dni miała zostać żoną Karola Kłosa. Szaleństwo młodości? Może. Jednak Kornelia wiedziała, że ani Julka, ani Karol nie rzucają słów na wiatr i jeśli podjęli taką decyzję to znaczy, że jest ona pewna i przemyślana. 
Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk telefonu.
- Hej, to ja.
- Hej Alek. Co słychać?
- Od wczoraj nic się nie zmieniło. –zażartował- No może oprócz jednego. Słyszałaś, że Kłos się żeni?
- Tak, Julka dopiero co dzwoniła. 
- Wybierasz się?
- Panna młoda nie może zostać bez świadkowej. 
- Ooo to widzę poważna funkcja Ci się trafiła. Czy w takim razie druhna honorowa zgodzi się bym jej towarzyszył? –wypalił
- Wiesz… Sama nie wiem czy to dobry pomysł…
- To spójrzmy na to inaczej. Nie musi iść tam jako para. Możemy po prostu pojechać jednym samochodem. Wiesz, w ramach ekonomii?
Kornelia zaśmiała się.
- Tak. Taką opcję mogę przyjąć.
- Czyli zgadzasz się?
- No niech będzie. Ale państwo Cupković pojadą z nami.
- Chcesz mieć przyzwoitkę? –żartował Alek
- A gdzież tam! –zaśmiała się- To taka ekonomia po prostu. 
- No dobra, to w takim razie widzimy się w Rzeszowie.
- Co? Nie!
- Nie chcesz, żebym po Ciebie przyjechał? W ramach tej ekonomii rzecz jasna…
- Nie o to chodzi. Po prostu obiecałam Julce, że przyjadę wcześniej.
- Ok rozumiem. To do zobaczenia już na miejscu.

  Kilka chwil później telefon znowu się rozdzwonił. Nie patrząc na numer od razu odebrała.
- Alek mówiłam Ci, spotkamy się na miejscu.
- A możemy chociaż pogadać? –zaśmiał się chłopak
- Andrzej? 
- Tak. Karol dał mi Twój numer. Mam pytanie.
- No słucham Cię.
- Jaką masz sukienkę?
- Coo? –roześmiała się
- No na wesele. Jaki kolor. Bo muszę znaleźć krawat.
- Jeszcze nie wiem. 
- Ale mało czasu zostało… Ja się muszę przygotować.
- Andrzej, dopiero co się dowiedziałam, że moja najlepsza przyjaciółka wychodzi za mąż a Ty mnie pytasz o kolor sukienki?
Oboje się roześmiali. 
- No faktycznie, może źle utrafiłem z czasem. 
- Nie martw się. Przyjadę wcześniej, więc na pewno coś Ci znajdziemy. 
- Super. Nie gniewaj się na mnie, ale jako świadkowie powinniśmy wyglądac podobnie.
- Zgadzam się.
- A co słychać w ogóle?
- Różnie.
- Kwadratowo i podłużnie? –dokończył za nią
- Zależy o co pytasz.
- A tak ogólnie.
- Mam dużo nauki. Niedługo sesja. 
- To wiele zmienia.
- Dlaczego?
- Myśleliśmy z chłopakami, że dłużej może zostaniesz…
- Nie dam rady.
- Szkoda… -westchnął
- A coś się stało?
- Nie no, tak się chcieliśmy spotkać. Może znowu jakąś domówkę byśmy zrobili? Conte coś wspominał.
- Wesele to za mało jak na jeden weekend? –zaśmiała się
- Myśleliśmy o czymś mniej eleganckim.
- To może pod koniec czerwca? Jak już będę po wszystkich egzaminach?
- Super! Nie zabieram Ci więcej czasu.
- Do zobaczenia niedługo.

 Ten dzień mijał zdecydowanie za szybko. Późnym popołudniem Kornelia postanowiła wybrać się do galerii handlowej. W końcu chciała dobrze wyglądać w ten weekend. 
Wchodząc do kolejnego już sklepu wpadła na kogoś.
- Przepraszam. –powiedziała odruchowo
- Nic Ci się nie stało? –zapytał chłopak- Kornelia?
Na sam dźwięk jego głosu zrobiło się jej gorąco.
- Cześć Piotrek. –wydukała
- Hej. –uśmiechnął się- Zakupy?
- Tak, ale chyba dzisiaj nic z tego. 
- Dlaczego?
- Nie mogę nic znaleźć…
- Zgaduję, że szukasz sukienki na weekend?
- Za to Ty widzę już po wszystkim? –wskazała na jego torby
- Tak. Udało mi się szybko wszystko załatwić. Koszula, krawat, te sprawy. 
- Zazdroszczę…
- Czekaj… -zastanowił się- Chyba w sklepie na dole widziałem coś, co by Ci się spodobało.
- Serio?
- Serio, serio. Mogę pójść z Tobą. –zaoferował- To znaczy jeśli…
- Chętnie. Przyda mi się męska opinia. –uśmiechnęła się
Zeszli piętro niżej i udali się do jednego z wielu sklepów.
Nawet nie wiedzieli kiedy rozmawiali o wszystkim i o niczym.
- Spójrz tutaj. –pokazał jej pierwszą sukienkę
- Ładny kolor. 
- Wiedziałem, że to powiesz. –był z siebie zadowolony- To przymierz, a ja poszukam czegoś jeszcze.
Wzięła sukienkę i poszła w stronę przymierzalni. Odwróciła się jeszcze i spojrzała na Piotrka. Był bardzo zaangażowany tymi całymi poszukiwaniami.
- I jak? –zaprezentowała mu się
- W porządku, ale spróbuj z tą. –podał jej kolejny wieszak
Kilka chwil póxniej znow mu się pokazała.
- Może być?
- Wow…
- Pokaż, co jeszcze tam masz? –wzięła następną
- Pasuje? –tym razem to on dopytywał
- Już już. –wyszła do niego
- Też super. Tylko pytanie, w której lepiej się czujesz?
- Sama nie wiem… A Tobie, która się bardziej podoba? –zapytała jak gdyby nigdy nic
- Druga. Zdecydowanie druga.
- No to biorę.
Przebrała się i poszli do kasy. 
- A te Ci się nie podobają? –zagadnął po drodze
- Hmmm też ok.
- To przymierz.
Przyjrzała im się.
- Na poprawiny też się sukienka przyda przecież.
- Faktycznie, masz rację.
Znalazła swój rozmiar i wróciła do przymierzalni.
- Ta czy ta pierwsza? –zapytała po kilku minutach
- Pierwsza. 
- Też tak myślę.
Kiedy Piotrek czekał na nią, gdy się przebierała, zastanawiała się, jak to się wszystko dalej potoczy…
Po dokonaniu zakupu wyszli ze sklepu i odruchowo skierowali się w tę samą stronę.
- Kawa? –zapytali równocześnie
Usiedli przy wolnym stoliku i złożyli zamówienie.
- Jak treningi? –przerwała ciszę
- W porządku. Chociaż teraz i tak wszystko kręci się w okól reprezentacji. 
- A tak, czytałam. Trener rozesłał już powołania?
- Lada dzień mamy dostać listy. To znaczy ten, kto się załapie.
- Na pewno i w tym roku będziesz w kadrze. Z takich zawodników się nie rezygnuje.
- Dzięki. –uśmiechnął się.
Dłużej jednak nie wytrzymał.
- Kornelka… To było najgorsze pięć miesięcy w moim życiu. I nie przerywaj mi, muszę to w końcu powiedzieć. Nie chciałem się narzucać. Nie chciałem Cię do niczego zmuszać. Ale teraz po prostu musisz mnie wysłuchać. 
Patrzyła na niego w milczeniu.
- Wiesz, że Cię kocham i chcę dla Ciebie jak najlepiej. Dłuzej tak nie potrafię. Rozumiem, że nie chciałaś mnie słuchać. Zrozum, nie wiedziałem, co wtedy zrobić. Każde wyjście wydawało się być nieodpowiednie. Dlatego wolałem wybrać mniejsze zło. –tu zaczął jej opowiadać historię usłyszaną niegdyś od jej matki.
Z każdym kolejnym słowem łzy coraz bardziej napływały jej do oczy.
Z każdym kolejnym zdaniem uświadamiała sobie, jak wielki błąd popełniła.
- Teraz już wiesz, dlaczego wziąłem od Matta te pieniądze. Przepraszam. Przepraszam, że zrobiłem z tego taką tajemnicę. Zasłużyłem sobie na Twoją złosć. Byłem cierpliwy. Ale teraz, kiedy już wiesz o wszystkim… Myślisz, że mogłoby być jak kiedyś? –spojrzał na nią z nadzieją
- Nie wiem… Ja… Ja byłam idiotką. Tyle czasu… -łzy spływały po jej policzkach
- Ciiii, nie płacz kochanie. –ujął jej dłoń- Nie myślmy o tym, co było.
- To wszystko moja wina… Gdybym wtedy-
- To nie ma znaczenia. –przerwał jej- Kocham Cię. I wiem, że Ty mnie ciągle też kochasz. Dlatego proszę Cię, spróbujmy raz jeszcze.
- Piotruś… -głaskała jego dłoń
Nagle wstała.
- Przepraszam. –szepnęła
Zostawiła go. Po raz kolejny. 

  Do walizki wrzuciła te najpotrzebniejsze rzeczy. Jeszcze tego samego wieczoru pojechala do Bełchatowa. Po drodze nie myślała o niczym innym. O nikim innym. Chciała, żeby wszystko się ułożyło i było jak kiedyś. Jednak nie chciała skrzywdzić Piotrka. Bo czuła, że właśnie to zrobiła pięć miesięcy temu. Zraniła go. Chociażby tym, że nie miała ochoty go wysłuchać. A przecież chciał dobrze. Troszczył się o nią. Bo ją kochał. I nadal kocha.

  
- Pięknie wyglądasz. –uściskała przyjaciółkę
- Ty również. Dobrego stylistę miałaś słyszałam. 
- A Ty skąd wiesz?
- Myślisz, że cały w skowronkach Piotrek nie zadzwonił od razu do Karola?
- Mogłam się tego spodziewać…
- Dziewczyno, kiedy Ty w końcu zrozumiesz, że Wy jesteście sobie po prostu pisani?
- Boję się.
- Czego?
- Od samego początku naszej znajomości nie robie nic innego tylko przysparzam mu zmartwień, rozczarowań, ranię go…
- Tak Ci się tylko wydaje. Zresztą, gdyby Cię nie kochał nie znosił by tego wszystkiego.
- Może masz rację, ale nie chcę komplikować mu zycia.
- Robisz to zachowując się w ten sposób.
Kornelia milczała.
- A może chodzi o Aleksa?
- O Aleksa?
- Znowu się dogadujecie. Był przy Tobie przez cały ten czas.
- Nie… Nie wiem. To znaczy… 
Ktoś zapukał do drzwi i zajrzał do środka.
- Samochód czeka. Możemy jechać. –oznajmił im Andrzej
- Gotowa? –zapytała Kornelia
- Od zawsze. –Julka nie kryła swojej radości- Ale obiecaj mi coś.
- Tak?
- Niech to nie będzie tylko mój szczęśliwy dzień.

Goście czekali już w Kościele. 
Organista wygrywał dobrze znaną wszystkim melodię. 
Narzeczeni dumnie kroczyli przez środek kościoła. Zaraz za nimi szli Kornelia z Andrzejem. Rodzina i przyjaciele nie odrywali od młodych oczu. Razem wyglądali tak pięknie. Zajęli miejsca. Kornelia delikatnie odwróciła głowę i rozejrzała się. Aleksandar uśmiechał się do niej gdzieś z końcowej ławki. Z drugiej strony przyglądał się jej Nowakowski. 
Ceremonia była równie piękna jak nowi małżonkowie. Kiedy wypowiadali słowa przysięgi łamały im się głosy, łzy płynęły po twarzy Julii. Spojrzała na swoją przyjaciółkę, która uśmiechała się do niej pokrzepiająco. Po uroczystości nadszedł moment życzeń. Długa kolejka gości ustawiła się na placu kościelnym. Każdy chciał pogratulować. Gdy do młodych doszedł Piotrek, niby to im składał życzenia, ale non stop patrzył na pannę Kowal. Po czterdziestu minutach mogli udać się do wynajętego domu weselnego. 
Wszyscy bawili się wspaniale. Tradycyjne sto lat, pierwszy toast, taniec, kolacja. W znakomitych humorach goście wkraczali na parkiet. 
Kornelia i Andrzej sporo czasu spędzali razem. Dobrze się ze sobą bawili. Jednak dziewczyna znajdywała czas na chociaż krótki taniec z każdym znajomym. Oczywiście tak długo jak z Wroną bawiła się również z Alkiem. To nie przeszkadzało jej dać się porwać do zabawy Piotrkowi. Ba, nawet sam Atanasijević ją do tego zachęcał.
Po kilkugodzinnej zabawie Piotr wszedł na scenę i zabrał głos. 
- Wybaczcie, że przerywam Wam zabawę, ale chciałbym cos powiedzieć. 
Spojrzeli na niego zaciekawieni. 
- Czy jest tu gdzieś Kornelia Kowal?
Dziewczyna zamarła. Jednak Wrona czuwał i delikatnie, ale stanowczo, wypchnął ja na środek.
- Niech wszyscy to wiedzą. –zaczął- Kocham Cię. I przepraszam za wszystko. Wiem, że wina zawsze leży po obu stronach, ale to ja jestem facetem i powinienem bardziej starać się utrzymać nasz związek. 
Zszedł ze sceny. Orkiestra zaczęła dalej grać i goście wrócili do tanecznej zabawy. 
Piotrek podszedł do Kornelii i wziął ją za rękę.
- Kornelka… Tak dalej być nie może. Zależy mi na Tobie. Nie potrafię bez Ciebie żyć. Proszę Cię… -przeszywał ją wzrokiem- Dajmy sobie szansę.
Rozpłakała się.
Odwróciła się i w tłumie odnalazła Aleksandara, który z daleka przypatrywał się wszystkiemu. 
Ponownie spojrzała na Piotra. 
- Proszę Cię. Pozwól mi. Pozwól mi sprawić, żeby było między nami jak kiedyś. A nawet i lepiej!
- Minęło tyle czasu…
- Nie obchodzi mnie to. Tylko Ciebie chcę. Obiecaj mi, że jutrzejszy dzień zaczniemy wspólnie. Ty i ja. Razem.






--------------
Nie wierzę, że to ostatni rozdział... :(
Enjoy!


za jakąś godzinkę epilog...

Another love

   Kornelia poczuła, że cały jej świat właśnie się sypie. Przecież nawet nie pamięta swojego ojca. Matka zawsze mówiła, że wyjechał, bo dostał gdzieś dobrą pracę. Miał wrócić… W to przynajmniej wierzyli… Ale z czasem pytali o niego z Gabrielem coraz rzadziej. Aż w końcu przestali. Ojciec stał się wspomnieniem. Wspomnieniem, które z czasem stało się tylko znikomym obrazem jak przez mgłę. Aż w końcu nie było go już wcale…
- Kori, dobrze się czujesz? –Matt w ostatniej chwili uratował ją przed upadkiem- Może wrócimy do środka?
Wzięła głęboki oddech.
- Jak to mój ojciec był w Rzeszowie? 
- To nie wiesz? Przecież Piotrek…
- A pytałabym, gdybym wiedziała?! –denerwowała się
- Ooo tu jesteście! Wszędzie Was szukam. –wyszedł do nich zadowolony Piotrek
Jednak z chwilą, w której zobaczył przerażenie malujące się na twarzy amerykańskiego kolegi, uśmiech zszedł z jego twarzy.
- Co się dzieje? –zapytal niepewnie podchodząc bliżej- Źle się czujesz?
- Ty mi powiedz. –wyprostowała się i spojrzała mu prosto w oczy
- Kochanie… O co chodzi?
- Co to znaczy, że mój ojciec był w Rzeszowie?
- Kornelka…
- Odpowiedz!
Piotrek milczał. 
- I dlaczego mówi mi o tym Matt, nie Ty?!
- Nie denerwuj się… -prosili obaj
- Ty się już nie odzywaj! –pogroziła Andersonowi
- Nie chciałem komplikować Ci życia… -wydusił z siebie w końcu Pit
- Czego nie chciałeś?! A nie pomyślałeś czego ja bym chciała?
- Nigdy o ojcu nie wspominałaś. Pojawił się nagle. Bałem się, że jeśli to wyjdzie na jaw, będą same problemy.
- Mama wie?
Cisza.
- Pytam czy moja matka wie!
- Sama mi o wszystkim opowiedziała.- mówił na jednym tchu
- O wszystkim? To znaczy o czym? –domagała się wyjaśnień
- Nie będziemy chyba rozmawiać o tym teraz? Wracajmy do środka, zaziębisz się.
- Guzik mnie to obchodzi. –skrzyżowała ręce
- Kori, posłuchaj. To nie jest odpowiedni moment na taką rozmowę. –wtrącił Matt
- Nie mieszaj się. –zgromiła go wzrokiem
- Nie bądź na niego zła. To moja wina. To ja zrobiłem z tego tajemnicę. –bronił go Piotrek
- Obaj jesteście tak samo winni. Myślałam, że mogę na Was liczyć! –łzy napływały jej do oczy- wiecie, przez całe życie zastanawiałam się, jaki on jest. Mój ojciec. Dlaczego nas zostawił i nigdy nie wrócił. Chciałam mu zadać tyle pytań! –rozpłakala się- Chciałam go po prostu poznać… -szlochała
- Kornelka… -próbował objąć ją jej chłopak
- Zostaw mnie! –szarpnęła się
- To jest zły człowiek. –próbował jej tłumaczyć- Jemu wcale nie zależy na rodzinie.
- Skąd niby możesz to wiedzieć, co!?
- Bo normalny ojciec nie żąda kasy, żeby znowu zniknąć. –szepnął Matthew
- Słucham!? –niestety dziewczyna to usłyszała- I niby Ty mu zapłaciłeś? –zwróciła się do swojego chłopaka
- Teoretycznie to nie… -spuścił głowę
- W sumie pieniądze były ode mnie. –przyznał się Amerykanin
- Nie wierzę… -zaczęła chodzić dookoła ze złości
Nagle wszyscy zaczęli wychodzić na zewnątrz. 
Matt spojrzał na zegarek.
- Pólnoc. 
Wyszli i państwo młodzi, którzy zaprosili gości na pokaz sztucznych ogni.
Wykorzystując moment chwilowego zamieszania, Kornelia stopniowo zaczęła cofać się w kierunku budynku. W końcu wpadła na kogoś w przejściu.
- Ups…
- Nic Ci nie jest? –zapytał Aleksandar- Hej, -zauważył, że płacze- co się stało?
- Zabierzesz mnie stąd? –poprosiła
Chłopak bez słowa złapał ją za rękę i poszli w stronę szatni. Zabrali swoje rzeczy i wyszli z budynku. 
- Dokąd?
- Gdziekolwiek. 
Wsiedli do taksówki. 
- Do hotelu poproszę. –zwrócił się do kierowcy Alek
Przez całą drogę nie zapytał o nic. Ona też się nie odezwała. Wtuliła się tylko w jego ramię i płakała.

Kiedy w milczeniu siedzieli na wprost siebie w pokoju gości z Serbii, powiedziała w końcu:
- Chyba nie powinnismy tak znikać bez słowa… 
- Cupko wszystkim się zajął, napisałem do niego z taksówki.
- Dziękuję.
- Powiesz mi, co się właściwie stało?
- Sama nie wiem…
- Jak to?
- Wszystko działo się dość szybko. Rozmawiałam z Mattem, który nagle wypalił, że mój ojciec był w Rzeszowie. Później przyszedł Piotrek. Okazało się, że dał mu jakieś pieniądze… I on znowu zniknął.
- Ojciec? Przecież…
- Ja też nic z tego nie rozumiem.
- Piotrek Ci niczego nie wyjaśnił?
- Nie.
- A dałaś mu w ogóle szansę? –popatrzył na nią znacząco
Pokręciła tylko przecząco głową
- Wiesz, że za bardzo dajesz ponieść się emocjom czasami?
- Nie myśl, że przesadzam. Pomyśl, jak Ty byś się poczuł na moim miejscu?
- Pewnie wcale nie lepiej…
- No właśnie. To, że o kimś ciągle nie opowiadasz wcale nie znaczy, że nie chcesz mieć tej osoby przy sobie. 
- Skąd ja to znam… -westchnął
Kilka minut później Kornelia poszła do łazienki nieco się ogarnać. Zatrzymała się nim zamknęła drzwi.
- Nie będę zachowywać się jak dziecko. To nie jest odpowiedni moment. Trzeba tam wrócić. Ze względu na Bartka i Miśkę.
- Zuch dziewczyna. –uśmiechnął się Alek promiennie

*****

Goście podziwiali pokaz sztucznych ogni.
- Kornelia? –Piotrek rozejrzał się dookoła
Dziewczyny nigdzie nie było.
- Widziałeś ją? –pociągnął za ramię Andersona
- Była tu… Jeszcze minutę temu.
Obaj biegali po całym lokalu. 
- Hooola, a Wy co? W berka gracie? –zatrzymał ich Bartek
- Widziałeś Kornelię? –zapytał Pit
- Odkąd ostatni raz z nią tańczyłem, czyli jakąś godzinę temu, nie. W takim tłumie nie dziwię się, że ją zgubiłeś. –żartował
- To nie jest odpowiedni moment. –pohamował go Matthew
- Coś się dzieje? –chciał się dowiedzieć pan młody
- Szukacie Kornelii? –podszedł do nich Cupek- Musiała wyjść na chwilę.
- A Ty skąd wiesz? –Nowakowski obawiał się najgorszego
- A jak Ci się wydaje? –usłyszał w odpowiedzi
- Ktoś mi wyjaśni co jest grane?
- Bartek, nie teraz, sorry. –Piotrek zrobił krok w tył
Konstantin złapał go pod łokciem.
- Schrzaniłeś to. Miałeś przy sobie tyle szczęścia! I schrzaniłeś… 

*****

Kornelia niepewnie weszła z powrotem do lokalu, w którym goście wciąż się bawili. Aleksandar dotrzymywał jej kroku.
- No wreszcie! Cały wieczór Cię szukamy! –cieszyli się na jej widok Julka z Karolem
- No hej.
- Co Ty taka bez życia? –śmiał się Kłos
- Tak wyszło. – wzruszyła ramionami
Julka badawczo się jej przyjrzała. Nieco zdziwiło ją towarzystwo Serba.
- Pozwolisz na moment? –pociągnęła ją za rękę na bok- Mów.
- Piotrek spotkał się z moim ojcem. –powiedziała na jednym tchu
- Co? Gdzie?!
- W Rzeszowie. W dodatku dał mu kasę, żeby zniknął… -łzy znów napłynęły jej do oczu
- Niemożliwe…
- A jednak.
- Powiedział chociaż dlaczego?
- Nie.
- I co teraz?
- Przenocujesz mnie?
- Słucham?
- Pytam, czy mogę u Ciebie zostać. Przynajmniej do Nowego Roku?
- Jasne. –przytuliła ją Julka
Wróciły do chłopaków.
- Wszystko gra? –przejął się Karol
- Tak. –skłamały
- Może w końcu zatańczymy? –Karollo wyciągnął rękę w jej stronę
- W porządku. –próbowała się uśmiechać- Znajdę Cię później. –powiedziała do Alka
- Sprawdzę jak się ma panna młoda. –pomachała im Julka
Po kilku wspólnie przetańczonych piosenkach Kornelia pożegnała Karola, który już pędził do swojej wybranki. 
Kiedy szła do stolika, przy którym siedział Atanasijević, na jej drodze stanął Piotr.
- Tu jesteś! –dyszał- Wszędzie Cię szukam. 
Minęła go bez słowa.
- Kornelia! –zatrzymał ją- Nie może tak być…
- Nie mamy o czym rozmawiać. Zostaw mnie.
- Nie. Wysłuchaj mnie najpierw. 
- Teraz na to za późno. 
- Błagam Cię. Ty nie wiesz wszystkiego…
- Już nie chcę! –zostawiła go



Kornelia została w Bełchatowie przez kilka następnych dni. Z Piotrkiem nie rozmawiała od czasu wesela Kurków. Rozmów z Mattem także unikała. 
Zaraz po imprezie Serbowie musieli wracać, więc Sylwestra Kori planowała spędzić samotnie.
- No chyba żartujesz. Nie zostaniesz tu sama. 
- Julka, jestem duża. Obejrzę jakiś film albo koncert na dwójce czy tvn. –broniła się
- Karol! Powiedz jej coś! –szukała u niego wsparcia 
- Mówię Ci coś. –wsunął głowę do pokoju Kłosu- A tak na serio, Endrju robi domówkę i jak się dowie, że sama zostałaś wojsko jakieś zwoła czy coś. Więc lepiej isć po dobroci.
- Nie dacie mi spokoju?
- Nie.
Wieczorem stali już w progu Andrzejowego mieszkania.
- No śmiało, śmiało. –zapraszał ich- Czujcie się jak u siebie! 
Po tych słowach Karol od razu rzucił się w stronę lodówki.
- Nie mówiłem tego do Ciebie! –zażartował Wrona
- Eee no, postarałeś się! –chwalił go z kuchni 
- Przepraszam za niego. –śmiała się Julka
Wszystkim dopisywały humory. Chłopaki grali na PlayStation. Dziewczyny plotkowały przy drinkach. Dopisała praktycznie większość drużyny. Brakowało tylko Wlazłych i Plińskich, którym niestety choroba wśród najmłodszych wkradła się do domów.
- Jak tam? –zagadnął Kornelię Conte
Jego polski pozostawiał wiele do życzenia. Ale same jego starania godne były pochwały.
- W porządku. –odpowiedziała po hiszpańsku
- Wow, tego się nie spodziewałem. Masz jeszcze jakieś ukryte talenty?
- Całe mnóstwo. 
- Na przykład?
- O czym tak gadacie? –wtrącił się gospodarz
- Ech Ty zawsze znajdziesz moment. –zrezygnowany Facu pokręcił głową i przysiadł się do Muzaja.
- Dobrze się bawisz? –kontynuował Andrzej
- Pewnie. Dobrze Was wszystkich widzieć. 
- Nie chcę nic mówić, ale-
- To nie mów. –przerwała mu
Wzięła swoją szklankę i wyszła na taras. Mróz jej nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie – czuła jakby pobudzał jej szare komórki.
Trwała tak kilka chwil kontemplując. Przerwał jej dźwięk smsa.
- „Wiem, że i tak nie odbierzesz. W końcu robisz to od kilku dni. Dlatego piszę. Chociaż nie mam gwarancji, że przeczytasz, bo na pozostałe wiadomości nie odpisałaś. Martwię się. O Ciebie. O nas… kocham Cię. Wiem, zachowałem się idiotycznie, ale co miałem zrobić? Cokolwiek robię, robię z myślą o Tobie. Żałuję, że nie świętujemy dziś razem. Kocham Cię. P.” –czytała i płakała
Gdy wróciła do środka, chłopaki wygłupiali się na środku parkietu. To znaczy na środku pokoju. Po kilku taktach piosenki dołączyły do nich dziewczyny. Także Kornelia dała się wciągnąć. I tak na zabawie czas upłynął im do dwunastej. Na kilka minut przed wszyscy wyszli przed dom. Każdy z jeszcze pustym kieliszkiem. Andrzej i Karol przygotowywali się do pokazu sztucznych ogni. Zati czekał w pogotowiu z szampanem.
Zaczęło się wielkie odliczanie.
- 10! 9! 8! 7! 6! 5! 4! 3! 2! 1! Szczęśliwego Nowego Roku!! –krzyczeli
Korek wystrzelił i Paweł rozlał bąbelkowy napój. Chłopaki odpalili petardy. Wszyscy zaczęli składać sobie życzenia. 
- Oby ten był lepszy… -Julka ściskała przyjaciółkę
- Pomyślałabyś jeszcze w czerwcu, że to wszystko tak będzie wyglądać?
- Coś Ty…
Uściskom i uśmiechom nie było końca. 
Każdy dostawał noworoczne wiadomości od przyjaciół czy rodziny. Kilka minut po północy Kornelia przeczytała:
- „Szkoda, że musieliśmy wracać. Mam nadzieję, że czujesz się lepiej. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. Zasługujesz na to. Aleks.”
- „Ja Cię naprawdę kocham. Jestem idiotą. P.”
Sylwestrowa zabawa trwała dalej do białego rana. 

  Powrót do Rzeszowa okazał się być jeszcze trudniejszy niż mogło się wydawać. Za każdym razem kiedy Kornelia wychodziła z domu bała się, że spotka gdzieś Piotrka. Tęskniła za nim. Mimo wszystko. Nie była tylko pewna, czy nadal są razem…
Następne dni wyglądały podobnie. Skończyła się przerwa świąteczna i Kornelia wróciła na uczelnię. Spotykała się po zajęciach ze znajomymi. Do późna przesiadywała w bibliotece. Wszystko byle zająć czymś głowę. Oczywiście Piotrek nie raz wystawał pod jej mieszkaniem. Szukał z nią kontaktu, jednak bezskutecznie. Nawet inni Resoviacy zaangażowali się w ich sprawę. Nie znali szczegółów, ale widzieli jak ich kumpel się męczy. Na siłę próbowali ustawić ich spotkania. Oni także nie odnosili sukcesów na tym polu. W końcu doszło do tego, że Kornelia przestała pojawiać się na meczach. Podpromie omijała szerokim łukiem.
  Coraz lepszy kontakt miała za to z Aleksandarem. Mijały kolejne tygodnie. Dziewczyna nadal unikala Nowakowskiego. Zawzięła się. Czuła się skrzywdzona. Również przez własną mamę. Z nią tez nie rozmawiała. Dla niej było już za późno na jakiekolwiek wyjaśnienia. 
  
  Dni zamieniały się w tygodnie. Tygodnie w miesiące. Z czasem nie potrafiła już znaleźć sobie zajęcia. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Wszystko ciągle przypominało jej Piotrka. Nie, nie przestała go kochać. Przecież takie rzeczy nie dzieją się z dnia na dzień. A ona nawet nie próbowała przestać. Zależało jej na nim. Wiedziała, że i jemu jest ciężko, a ona mu życia nie ułatwia. Jak zwykle jednak uniosła się honorem i nie chciała dać za wygraną. Nie wiedziała, co by się musiało stać, żeby ich sytuacja wróciła na właściwy bieg.  Nie było dnia, w którym by nie płakała. Było jej ciężko, ale sprawy zaszły za daleko. Mogłaby zrozumieć, gdyby nie powiedział jej o rozmowie z jakąś dawną koleżanką na przykład. Ale nie wspomnieć o spotkaniu ojca? To już za dużo.

  Przyszła wiosna, a z nią ślub Kostka i Jeleny. Kornelia poleciała do Serbii, by towarzyszyć im w tym ważnym dniu. Chociaż w głównej mierze towarzyszyła Alkowi, który nie miał partnerki. Uroczystość była piękna. Zjechała się cała rodzina państwa młodych. Nieuniknione było spotkanie z rodzicami atakującego. O dziwo, przyjęli ją bardzo serdecznie. To znaczy jego matka, bo przecież ojciec od zawsze dziewczynę lubił. 
Zaproszono wielu gości, wynajęto ogromny lokal. Wszyscy byli zachwyceni. Podczas tradycyjnych weselnych zabaw, Kornelia złapała welon panny młodej. Bardzo się przed tym broniła, jednak kuzynka Jeleny upierała się, że spadł dokładnie pod jej stopy. Ku uciesze Cupka, to jego przyjaciel został posiadaczem muchy. Nowa para młoda musiała zatańczyć na samym środku Sali. Przyciemniono światła. Atmosfera była cudowna. 
Aleksandar wziął Kornelię za rękę i poprowadził na parkiet. Kostek szepnął coś DJowi i w głośnikach rozbrzmiał idealny głos Chrisa Martina. 
- Nasza piosenka. –zauważył zaskoczony chłopak
Ona się jedynie uśmiechnęła.
Patrzyli na siebie.
- Może kiedyś to nie będzie tylko zabawa? –szepnął jej Serb.






-----------
No i już tylko jeden rozdział dzieli nas od epilogu.. :(
Enjoy!

PS. Przypominam, że nie ma mnie już na gg. Kontakt pozostaje mailowy lub Facebookowy.
PS. 2. Po zakończeniu tej historii wracamy do Matteo i Oliwii ;)

jeden...

piątek, 27 grudnia 2013

Shocker

Nagle rozdzwonił się dzwonek do drzwi.
- Spodziewacie się kogoś? –zapytali rodzice
- Nie…
Piotrek wyjrzał przez okno.
- Ja otworzę! –powiedział zadowolony 
Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi
- Znajdzie się miejsce dla niezapowiedzianych gości? –przywitał się mężczyzna
- Dla Was zawsze. Zapraszamy. –zaprosił gości gospodarz
- Kto przyszedł? –pytała z salonu Kornelia
- Dobry wieczór. –dołączyli do zebranych w salonie Kowalowie
- Ojej! Jaka niespodzianka! –uściskała ich
- Kornelia! –cieszyły się dzieciaki
- Jedziemy właśnie do dziadków i zobaczyliśmy zapalone światło. Pomyśleliśmy, że wpadniemy na moment zyczenia Wam złożyć. –wyjaśniła żona Andrzeja
- Właśnie mieliśmy podzielić się Opłatkiem. Idealnie wyczuliście moment. Ach właśnie! Państwa Nowakowskich na pewno znacie, ale tej Pani jeszcze nie. –uśmiechnęła się i przytuliła swoją mamę
- Mama Kornelii, tak? Miło mi w końcu poznać. –pocałował kobietę w rękę trener Resovii
- Dobry wieczór. Mnie również jest bardzo miło. 
- To co? Zaczynamy? –zaproponował ojciec Piotrka
Wszyscy złożyli sobie życzenia, zaśpiewali kilka kolęd. Z uśmiechami na ustach mieli siadać do stołu.
- Wiem, że pewnie się spieszycie, ale zostaniecie chociaż chwilę? –prosiła Kori
- Przykro mi, ale dziadkowie już pewnie w oknie siedzą i nas wypatrują. Także dziękujemy bardzo, ale będziemy się zbierać. 
- Tatoooo, ale nie możemy zostać? –prosiły go dzieci
- Obiecaliśmy dziadkom. Pewnie babcia napiekła mnóstwo pierniczków specjalnie dla Was. Nie wypada teraz nie przyjechać. –tłumaczył im
- Wpadnijcie do nas w któryś weekend na dłużej. –wyszła z propozycją Kornelia
- Wy też nas odwiedźcie. 
Gospodarze Wigilijnej uczty odprowadzili gości i resztę wieczoru spędzili ze swoimi rodzicami. 
Pierwszy dzień Świąt również spędzali razem. Popołudniu niestety musieli się jednak pożegnać. Jako świadkowie przyszłych małżonków musieli dopilnować kilku kwestii w Łodzi. 
Wieczorem byli już na miejscu. Zatrzymali się w jednym z łódzkich hoteli, w którym mieli być zakwaterowani wszyscy goście. 
Najpierw pojechali do Kościoła. Trwały właśnie ostatnie przygotowania.
- Jak to wszystko pięknie wygląda! –zachwycała się dziewczyna, kiedy weszli do środka
- Podobno Michalina zadbała o każdy detal. Bartek nie ma tak dobrego gustu przecież. –żartował Piotrek
- Jak to nie ma?! –zza filara wychylił się Kurek- Jak to nie ma?
- Bartek! Co Ty tu robisz? –przywitali się z nim
- Kori, Kori, Kori… Nie tylko Wy macie przedślubne obowiązki. 
- Wszystko gra? –zapytał Pit
- Tak, tak. Musieliśmy ustalić z księdzem wszystko raz jeszcze. Bo okazało się, że na tą samą godzinę wpisali inny ślub. I wyszloby, że są dwa jednocześnie. Tylko, że ze względu na liczbę naszych gości byłoby to technicznie niemożliwe. 
- Ale już w porządku?
- Tak. Zadzwoniliśmy do tamtych młodych i po prostu ksiądz źle godzinę zapisał. Zwykła pomyłka. 
- Michalina jest z Tobą?
- Tak, gdzieś się kręci. –rozglądal się za narzeczoną
- Nie, nie, te bukiety trzeba zostawić tu, z prawej strony. Tędy będą przechodzić ludzie, więc ktoś może niechcący przewrócić dekoracje… -tłumaczyła komuś przyszła pani Kurek
- Hej Miśka! –pomachała jej Kornelia
- Hej! Dobrze, że już jesteście! –podeszła do nich
- Gotowa na wielki dzień? –pytał Piotrek
- Tak. Boję się tylko, że coś się nie uda. Nie wiem… że jedzenia będzie za mało, że miejsc zabraknie… sama nie wiem…
- Wszystko będzie dobrze. Mówię Ci. –przytuliła ją Kornelia


  Każdy chodził od rana poddenerwowany. Ciągle było coś do zrobienia. Odebrać bukiecik panny młodej z kwiaciarni w centrum miasta. Potwierdzić godzinę u fotografa. Sprawdzić czy młodzi jeszcze oddychają z tego napięcia. Jeszcze raz zerknąć na rozmieszczenie gości. Czas leciał bardzo szybko. Zanim się obejrzeli była już prawie siedemnasta. Ślub miał się odbyć o godzinie osiemnastej, więc czasu zostało niewiele. 
- Piotruś? Widziałeś moją bransoletkę? –krzyczała z łazienki Kornelia
- Nie… A Ty nie wiesz, gdzie jest mój krawat?
- Nie. My na pewno wszystko z Rzeszowa wzięliśmy? –wychyliła się
- Tak myślę. Dwa razy sprawdzałem. 
Oboje zabiegani, po kwadransie przeszukiwania całego hotelowego pokoju, w końcu znaleźli swoje zguby. 
- Pięknie wyglądasz. –komplementował swoją dziewczynę Piotrek, kiedy ta kończyła poprawiać fryzurę
- Ty też prezentujesz się całkiem nieźle.
- Calkiem nieźle? A co jest nie tak? –wystraszony zaczał się oglądać z każdej strony
- Masz krzywo zawiązany krawat. Chodź tu. –przyciągnęła go do siebie i dokonała niezbędnych poprawek
- I jak teraz? 
- Dobrze. Nawet bardzo dobrze. –cmoknęła go w policzek
- Gotowa? Musimy się zbierać. 
 Zamówione taksówki czekały pod hotelem i były do dyspozycji gości. Z racji tego, że Kornelia I Piotr musieli być w Kościele wcześniej niż reszta zaproszonych, nie mieli jeszcze możliwości spotkać się ze znajomymi. 
Kiedy siedzieli już w samochodzie i byli w połowie drogi Kornelia zapytała:
- Masz obrączki?
- Mam. 
Po chwili jednak zaczął nerwowo przeszukiwać kieszenie.
- Piotrek?
- Mam… Na pewno gdzieś są… -przerażony spojrzał na zegarek- Zawracamy!
- Słucham? –odwrócił się do nich kierowca
- Musimy wrócić do hotelu! –prawie krzyczał
- Piotrek!
- No co… Zapomniałem… 
Kilka minut później zdyszany Pit wbiegał już po schodach na górę. Nie chciał tracić czasu na czekaniu na windę. Wpadł do pokoju i z ulgą zauważył niewielkie pudełeczko na nocnej szafce.
- Masz? –zapytała dziewczyna, kiedy wsiadał z powrotem
- Mam. Jedziemy.
Wszystko wydawało się być w porządku. Do czasu…
- Czemu stoimy? –Kori próbowała dojrzeć cokolwiek za oknem
- Chyba stłuczka była… -westchnął kierowca
- Nie ma jakiegoś objazdu? –wtrącił Piotrek
- Niestety…
Denerwowali się przez kolejne kilkanaście minut. 
Do Kościoła wpadli w ostatniej chwili. Zziajani zajęli miejsca na stopniach przy Ołtarzu, gdzie czekał już Bartosz.
- Nigdy bym się nie spodziewał, że to na Was będziemy czekać. –śmiał się
- Korki. –szepnął mu Piotrek
Po chwili rozbrzmiał marsz Mendelsona i do Kościoła weszła Michalina prowadzona przez Grzegorza.
- To takie urocze. –zachwycała się żeńska część zaproszonych gości
Podczas składania przysięgi Kurkowi łamał się głos, czego nikt by się po nim nie spodziewał. Jego jeszcze narzeczonej trzęsły się ręce. Byli troszkę jak dzieci, które boją się czegokolwiek powiedzieć. Jednak kiedy spojrzeli sobie prosto w oczy cały stres gdzieś zniknął.
Ceremonia przebiegła dość szybko i sprawnie, ze względu na kolejny ślub. 
Kiedy wychodzili goście obsypali ich symbolicznie ryżem. Zaśpiewano im „sto lat”, ale składanie życzeń przeniesiono do domu weselnego. Pogoda tego dnia ich nie rozpieszczała. 
Świeżo upieczeni państwo młodzi i ich świadkowie wsiedli do czarnej limuzyny. Ich śladem podążali weselni goście. 
Na miejscu przywitała ich orkiestra. Zimowe okrycia zostawili w szatni i przeszli na główną salę. Tam czekali na przybycie zaproszonych.
- Jak się czuje pani Kurek? –zagadnęła Kornelia
- Jeszcze to do mnie nie dociera… -uśmiechała się Miśka
Każdy kto się pojawiał składał życzenia parze i wręczał symboliczne prezenty. Z każdą minutą świadkowie mieli coraz bardziej zajęte ręce. Gdy wszyscy już im pogratulowali wzniesiono toast i młode małżeństwo mogło w końcu zatańczyć. Na pierwszy taniec wybrali tradycyjną melodię walca. Goście byli pod wrażeniem ich tanecznych popisów.
- A ja zawsze myślałem, że Kurek ma dwie lewe nogi.. –co rusz mówił któryś z siatkarzy
Następnie zaproszono wszystkich na ciepły posiłek.
Kornelia i Piotr zasiedli oczywiście przy Kurkach. Jako, że każdy z małżonków chciał mieć swojego świadka przy sobie, zmuszeni byli się rozstać przy stole. Koło Piotrka zasiadł Zaytsev z parterką, jako najbliższy towarzysz Bartka we włoskim klubie.
- Czy to nie jest przypadkiem moje miejsce? –zapytał ktoś siadając obok Kornelii
- A nie wiem, powinna być karte- -urwała w połowie- Matt! Ty tutaj?
- Jakby nie patrzeć znamy się z Bartkiem z Rosji. –uśmiechał się zajmując miejsce
- Ale czekaj… Co Ty tu właściwie robisz? To znaczy na tym miejscu? Jeszcze koło południa sprawdzałam listy i ktoś z rodziny Miśki miał być obok mnie… -zastanawiała się
- Tak, jakaś kuzynka czy ktoś. Tylko ciiiii, podmieniłem karteczki.
- Co takiego? Nie wierzę… -śmiała się
- Ojj i tak pewnie zrobiłem jej przysługę. Przyjechała sama, tak wynika z mojego śledztwa, więc może w tamtym rejonie Sali spotka miłość swojego życia. –cieszył się ze swojego niecnego planu Anderson
- Jesteś niemożliwy.
- A gdzie Pit?
- Przy panu młodym. –wskazała
Matthew kiwnął mu głową porozumiewawczo. Nowakowski odwzajemnił ten gest.
Dookoła panowała przyjazna atmosfera. Po kolacji zaczęła się zabawa przy największych hitach sezonu. Dopiero teraz Kornelia miała szansę rozejrzeć się, komu udało się dotrzeć na to wydarzenie.
Dobrze bawiła się w gronie przyjaciół. Kibice siatkówki, którzy również byli obecni, zachowywali się wspaniale. Nie męczyli swoich ulubieńców, nie prosili o autografy czy zdjęcia. Chcieli się po prostu wspólnie z nimi bawić. Tak więc siatkarze co chwila tańczyli z kimś nowym. Nikomu to jednak nie przeszkadzało. Ich żony czy dziewczyny nie unosiły się wtedy dumą czy się obrażały. Każdy chciał przeżyć ten wieczór w jak najlepszej atmosferze i zachować jeszcze lepsze wspomnienia.
Kiedy Piotrek został poproszony przez kolejną osobę, a Kornelia tańczyła akurat z panem młodym, ktoś podszedł i zapytał:
- Przepraszam, czy mogę porwać Twoją partnerkę? 
- Bardzo proszę. Ja poszukam żony. –Bartek oddał rękę Kornelii
Dziewczyna się odwróciła i oniemiała z wrażenia.
- Jesteś! –przytuliła chłopaka, ale szybko się cofnęła
- Jestem. –pocałował ją w rękę
- Nie spodziewałam się Ciebie tutaj. Do końca nie było Twojego potwierdzenia. Cupko i Jelena też przylecieli?
- Tak, gdzieś tu się kręcą. Nie byliśmy do końca pewni czy uda nam się znaleźć bilety na samolot. Są Święta, wszyscy gdzieś podróżują.
- No tak..
- Będziemy tak stali czy pozwolisz mi ze sobą zatańczyć? –wyciągnął rękę w jej stronę
Nie odpowiedziała tylko dała się prowadzić po całym parkiecie. 
- Co u Ciebie? –zapytał Aleksandar
- Nic się nie zmieniło. 
- Czyli w porządku?
- Tak. 
Chłopak uważnie się jej przyglądał. Tymi swoimi oczami. Oczami, w których jeszcze jakiś czas temu widziała cały świat. W które mogła patrzeć bez końca…
Kiedy orkiestra zakończyła porywający do tańca utwór, solistka oznajmiła:
- Teraz nieco zwolnimy tempo, żebyśmy i my i Państwo mogli trochę odetchnąć.
Kornelia ukłoniła się lekko dziękując Serbowi za taniec. 
- Zaczekaj. –Alek chwycił jej rękę- Dlaczego uciekasz?
- Nie uciekam.
- Zatańcz jeszcze ze mną. Przecież to nasza piosenka. 
- Nie mogę. –cofneła rękę
- Czego się boisz?
Nie odpowiedziała od razu.
- Muszę znaleźć mojego chłopaka. –powiedziała w końcu i odeszła
Wyszła na zewnątrz. Chciała pozbierać myśli. Dlaczego właściwie nie chciała dalej tańczyć z Aleksandarem? Przecież to wesele, to normalne, że ludzie ze sobą tańczą. Jednak coś ją blokowało. Dlaczego? Nie potrafiła sobie szczerze odpowiedzieć na to pytanie.
- Zamarzniesz. Zobacz, śnieg zaczyna padać. –nie wiadomo skąd zjawił się przy niej Matt
- Dziękuję. –odpowiedziała kiedy nałożył na nią swoją marynarkę
- Czemu tu stoisz sama?
- Musiałam pomyśleć.
- I coś ciekawego wymyśliłaś? 
- Jeszcze nie…
- W domu wszystko w porządku? –zapytał w końcu
- Tak, dlaczego pytasz?
- Po prostu. Wyjaśniło się wszystko?
- Eee… Tak? –nie wiedziała o co mu chodzi
- A co z Twoim ojcem?
- Moim kim? 
- No z Twoim ojcem… Przecież był w Rzeszowie.
- Że co proszę?!






-------------
Jak żyjecie po Świętach? :) Ja się ledwo ruszam!
Postanowiłam pobyć z Wami troszkę dłużej i opublikować epilog w ostatnim dniu roku ;)
Enjoy!


dwa..

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Who's there?

Wieczorem byli już w Rzeszowie. Kiedy zatrzymali się pod domem dziewczyny, zauważyli znajomą postać
- O! Paul! –ucieszyła się na jego widok 
- Jak było w zimnej Rosji? –przywitał ich Lotek
- Całkiem znośnie. –skomentował Piotrek –Masz wszystko?
- Of course! –przybili piątkę
- Co jest grane? –wtrąciła Kori
- Tadaaam! –Paul odszedł na bok
Ich oczom ukazało się piękne czarne Audi TT, przewiązane czerwoną wstążką na masce.
- Czy to nie jest przypadkiem Twój samochód? –zdziwiła się
- Już nie. –wyprostował się dumnie Pit
- Proszę bardzo. –Paul wyjął z kieszeni wszystkie dokumenty- Od teraz jesteś jego właścicielką.
- Ze co proszę?!
- Twój prezent mikołajkowy. –pocałował ją w policzek Nowakowski
- Żartujecie sobie… 
- No way. Z tego co wiem nie chciałaś nowego auta, więc wymyśliłem, że niekoniecznie musisz dostać nowy. –tłumaczyl dumnie Lotman
- Przynajmniej sprawny. –cieszył się jego kolega z boiska
- Chłopaki, myślałam, że wyraziłam się jasno. Nie przyjmę takiego prezentu. –broniła się
- Teraz nie masz wyjścia. Wszystkie papiery są już na Ciebie. –wzruszył ramionami Amerykanin
- Nie wierzę, że brałeś w tym udział… -zwróciła się do niego
- Chciałem pomóc. Wiesz ile musiałem się nabiegać, żeby tak szybko dało się to załatwić? Nie rób przykrości… -prosił
- Ale… 
- Zawsze powtarzałaś, że podoba Ci się ten samochód… -dodal Piotrek
- Poza tym nie wydał ani grosza no i ma jeszcze klubowy samochód, więc wszyscy są zadowoleni. Koniec tematu. –zadecydował Paul- Ja się zawijam, a Wy odpocznijcie po podróży czy coś. 
- Dzięki wielkie! –Piotrek był wyraźnie z siebie zadowolony
- No problem.

- Naprawdę nie musiałeś. –zaczęła, kiedy popijali już herbatkę przy kuchennym stole
- Chciałem. Pandę sprzedamy i będziesz miała te swoje oszczędności.
- Sprytnie to sobie wymyśliłeś.
- Starałem się. –uśmiechał się

  Kolejne dni mijały dość spokojnie. Za spokojnie. Piotrek trenował. Kornelia chodziła na zajęcia, spotykała się ze znajomymi z uczelni. Niedługo miała nadejść przerwa świąteczna. Zbliżał się również dzień ślubu Bartka i Michaliny. 
Któregoś popołudnia Piotrek wychodzil z hali. Już miał wsiadać do auta i jechać po Kornelię na uczelnię, kiedy zorientował się, że ktoś stoi za nim.
- Słucham? –odwrócił się
- Nie znasz mnie, prawda? –powiedział grubym głosem mężczyzna
- A powinienem?
- Wypadałoby się z teściem przywitać. 
- Słucham?! –chłopak był w szoku
- To, co słyszysz. Jestem ojcem Kornelii. –powiedział jak gdyby nigdy nic
-  Nie wierzę… Ma pan czelność się tu pokazywać?! 
- Mamy do pogadania. 
- Myślę, że nie mamy o czym, o ile nie chce mnie pan bardziej wkurzyć.
- Ojj chłopcze, Ty jeszcze mało życia znasz. –facet zacisnął rękę na jego ramieniu- Pogadamy sobie. Słuchaj, wiem, że to Ty dałeś mojej żonie kasę na spłatę kredytu. 
- Niby skąd? I jak w ogóle mnie Pan tu znalazł? 
- Też mam swoich ludzi jeszcze. –uśmiechnął się cwaniacko- Jestem w potrzebie.
- Nie rozumiem. Co ja mam do tego?
- Oj chyba doskonale rozumiesz. Skoro potrafiłeś z dnia na dzień wyjąć taką sumkę dla niej, to i mnie pomożesz. Albo chcesz, żebym całkiem przypadkiem wpadł na Kornelię. 
- Nie zrobisz tego. –wyrwał się z jego uścisku Piotrek i przybrał ostrzejszy ton- Masz się do niej nie zbliżać!
- Wyrosła na całkiem śliczną kobietę. Po matce. I widać, że jest szczęśliwa. Wychodziła z uczelni z grupą znajomych.
- Śledzisz ją? Jesteś chory. 
- To moja córka. Mam prawo wiedzieć, co się z nią dzieje. 
- Tyle lat Cię to nie interesowało! Zostawiłeś swoją własną rodzinę! 
- Tee kolego, może grzeczniej trochę co? Miałem swoje powody, o których zresztą chętnie porozmawiam ze swoją córką. 
- Ile?
- Oo widzę, że się jednak dogadamy. 
- Ile! –powtórzył pytanie Pit
- Dwadzieścia tysięcy. –zatarł ręce- Euro. 
- Nie mam takiej kasy.
- Nie żartuj. Jesteś sportowcem. Wy macie pokaźną ilość zer na koncie. Przyjdę tu jutro o dwudziestej. I chcę mieć całą sumę. 
- A jeśli nie?
- Inaczej to rozwiążemy. Już na pewno przy udziale Kornelii. 
Piotrek długo się nie zastanawiał.
- Dostaniesz kasę i znikasz. Jak najdalej, słyszysz? Dasz spokój nam wszystkim i więcej o Tobie nie usłyszymy.
- Więcej mi do szczęścia nie trzeba. –to mówiąc odszedł

Piotrek siedział w swoim aucie, na pustym już dawno parkingu. Zastanawiał się skąd weźmie dwadzieścia tysięcy…
- Halo? –odebrał telefon dopiero przy trzecim połączeniu
- Piotrek? Gdzie Ty jesteś? I czemu nie odbierasz? –martwiła się Kornelia
- Trening się przedłużył, wybacz. 
- Trening? Przecież Achrem przyjechał po Irinę już pół godziny temu… -zdziwiła się
- Musiałem zostać dłużej. Nieważne zresztą. Zaraz będę. 
- Ok, czekam.
Siatkarz odpalił silnik i z piskiem opon ruszył w kierunku uniwerka. 
- Cześć kochanie. –przywitała go całusem w policzek zajmując miejsce pasażera- Jak Ci minął dzień?
- Zwyczajnie. A Tobie?
- Intensywnie. Wiesz, że na drugim roku można wyjechać na Erasmusa? Zawsze o tym marzyłam…
- Yhym…
- Jest kilkanaście uczelni w różnych częściach Europy, które można wybrać. 
- Yhym…
- Oczywiście trzeba mieć odpowiednio wysoką średnią, dobry list motywacyjny i rekomendacyjny.
- Yhym…
- Jeśli mi się uda, mogłabym wyjechać do Anglii na jakiś czas. Ja wiem, że związki na odległość nie są łatwe, ale-
- Yhym..
- Słuchasz mnie w ogóle?
- Yyy… Tak, tak. Przepraszam. Jestem nieco zmęczony.
- Jedziemy do mnie? Zrobię szybko coś do jedzenia, może jakiś film obejrzymy?
- Wiesz co, wolałbym wrócić do siebie. Prześpię się trochę, odpocznę. 
Kornelia przyglądała mu się uważnie.
- Ale spotkamy się wieczorem, ok? –dodał szybko widząc jej wzrok
- Skoro tak wolisz. 
Przez dalszą drogę żadne z nich nie odezwało się ani słowem. 
Pod domem dziewczyny pożegnali się bez większych emocji. 
- Cześć.
- Do później. 

*****

- Haaaalooo? –przeciągał się ktoś po drugiej stronie słuchawki
- Cześć. Nie obudziłem Cię?
- Nie. Tak sobie drzemałem po treningu. Co tam?
- Masz dwadzieścia tysięcy euro?
- Co takiego?
- Serio. Pytam czy masz dwadzieścia tysięcy.
- Na co Ci taka kasa?
- Nie pytaj na co, tylko odpowiedz.
- Eee no nie wiem. Musiałbym sprawdzić w banku, bo w skarpecie raczej pieniędzy nie trzymam. 
- Sprawdzisz?
- Poczekaj, zaloguję się na ich serwer.
- Nie znoszę tego, że muszę do Ciebie dzwonić w takiej sprawie….
- Ej, co się dzieje? Nie brzmisz za dobrze.
- Ajj bo wszystko się komplikuje. 
- I żeby to odkręcić potrzebujesz takiej sumy?
- Coś w tym stylu. Poza tym Wam więcej płacą..
- To Twój szczęśliwy dzień.
- Masz?!
- Mam.
- Thank God!
- Tylko chcę znać szczegóły. 
- Nie bój się, nie chodzi o interesy na czarnym rynku. 
- Uff od razu mi lepiej. –zaśmiał się chłopak- Ale serio. Jeśli coś się dzieje, możesz na mnie liczyć.
Piotrek streścił rozmówcy ostatnie wydarzenia.
- Shit…
- No właśnie… Dlatego teraz już rozumiesz, czemu musiałem Cię prosić o kasę. Chociaż tak bardzo chciałem tego uniknąć…
- Stary, od tego są przyjaciele. Pomagają sobie. Zawsze. 
- Ale to to już za wiele.
- Wcale nie. Skoro jestem w stanie Ci pomóc, dlaczego miałbym tego nie robić? Zaraz skoczę zrobić przekaz, jeszcze zdążę przed zamknięciem. W Rzeszowie na pewno mają takie placówki, żebyś mógł od ręki odebrać?
- Tak. Jestem Twoim dłużnikiem. 
- Po prostu dbaj o nią. 

*****

  Od samego rana Piotrek chodził bardzo nerwowy. Unikał własnej dziewczyny, nie odbierał jej telefonów. Nawet na treningu chłopaki zauważyli, że coś jest nie tak.
- Cichy, to Twoja kolejna zepsuta zagrywka. Co jest? –pytał Fabian 
- Zły dzień. 
  Po wyjściu z hali Nowakowski nie miał zamiaru wracać do domu. Nie potrafiłby wysiedzieć spokojnie na miejscu. Czekał więc w samochodzie do umówionej godziny. 
Kiedy ta wybiła i ktoś zastukał w szybę, chłopak wyleciał z auta jak poparzony.
- Miło Cię widzieć. 
- Tylko bez zbędnych uprzejmości. –Pit rzucił w mężczyznę czarną torbą
- Postarałeś się. 
- To koniec. A teraz żegnam. 
- Tak sobie myślę… W euro nie kupię biletu. –wypalił facet
Piotrek sięgnął do portfela i wyjął z niego zawartość.
- Trzy stówy. Wszystko, co mam przy sobie. 
- Popatrz, już bez słów się rozumiemy. –uśmiech nie schodził tamtemu z twarzy
- Pamiętaj, co obiecałeś. Znikasz. Jak najdalej. 
- Jest tyle pięknych miejsc na świecie. –westchnął, obrócił się na pięcie i pogwizdując znikał z pola widzenia
 Bez zastanowienia Piotrek pojechał do dziewczyny.
- Miło Cię widzieć. –otworzyła mu nieco zaskoczona- Znalazłeś dla mnie czas w swoim napiętym grafiku?
- Przepraszam Cię. Bardzo Cię przepraszam, że ostatnio trochę dziwnie się zachowywałem. Ale już ok, już po wszystkim. Teraz wszystko się ułoży. –przyciągnął ją do siebie
- Ok… Nie mam zielonego pojęcia o co Ci chodzi, ale cieszę się, że mój chłopak już wrócił. 


  Świąteczne szaleństwo ogarnęło wszystkich. Dzień przed Wigilią Piotrek dokładnie sprzątał całe mieszkanie, a Kornelia doprawiała kolejne potrawy.
- Przypomnij mi kochanie, dlaczego właściwie ja musze biegać ze ścierką? –próbował podkraść nieco smakołyków
- Ponieważ, jak zresztą sam stwierdziłeś, Twoje mieszkanie jest większe. –strzeliła go po rękach- I przestań wyjadać rodzynki! Potrzebuję ich do sernika.
- Bez też będzie ok.
- Nie może być ok, ma być super.
- I tak na pewno będzie. Wszystko będzie super. –pocałował ją i zniknął gdzieś z odkurzaczem
  W Wigilijne południe zjawili się pierwsi goście. Rodzice Piotrka. Bardzo sympatyczna para. Jego mama od razu wzięła się za pomoc w kuchni. Mężczyźni zaś zajęli się nakrywaniem do stołu. Niecałą godzinę później Kornelia pojechała po swoją rodzicielkę na dworzec. Ta uparła się, że jednak sama dotrze do stolicy Podkarpacia. Potencjalni teściowie od razu przypadli sobie do gustu i znaleźli wspólne tematy.  Po popołudniu spędzonym na ostatnich przygotowaniach, w końcu zasiedli do kolacji.
- Zanim zaczniemy, chciałem Wam wszystkim podziękować, że tu z nami jesteście. –zaczął Piotrek trzymając w ręku biały opłatek- To nasze pierwsze wspólne Święta-
- Ale mamy nadzieję, że nie ostatnie. –wtrąciła zadowolona Kornelia
Nagle rozdzwonił się dzwonek do drzwi.
- Spodziewacie się kogoś? –zapytali rodzice
- Nie…





-------------
Wiecie co? Tak się zastanawiam... W końcu zaraz Święta, nie wiem czy ktoś tu jeszcze ze mną zostanie w tym okresie. Czy damy radę zakończyć w terminie? Nie ukrywam, oczywiście pomijając moje sentymenty i to, że chciałam opublikować epilog w dniu, w którym pojawił się prolog , że to byłoby hmm.. urocze ;)
O nowym wpisie dowiecie się jak zwykle z Facebooka.
Enjoy!

PS. Gdyby i mnie to świąteczne szaleństwo ogarnęło aż nadto i miałabym się tu nie pojawić, pozwólcie, że złożę Wam życzenia już teraz :) Dużo radości, miłości, uśmiechu, zdrowia, rodzinnej atmosfery a przede wszystkim wielu siatkarskich emocji i spełnienia marzeń! <3



PS 2. Chyba jednak ta grudniowa gorączka wzięła górę! Nie wiem, jak ja robiłam te wyliczenia, ale w tym momencie wyszło mi, że do epilogu jeszcze nie dwa, a trzy, powtarzam: trzy rozdziały.
 ;)