sobota, 21 grudnia 2013

Reappearance

- Co Wy tu robicie? 
- A może tak najpierw dzień dobry, jak miło Was widzieć? –wtrąciła Kornelia 
- No dzień dobry… -jej mama była mocno zaskoczona tą wizytą
- Wpuścisz nas czy mamy tak stać na mrozie? 
- Przepraszam… Wejdźcie. –otworzyła szerzej drzwi
- Proszę nam wybaczyć ten niezapowiedziany przyjazd. –uśmiechnął się Piotrek zostawiając bagaże na korytarzu- Wracamy właśnie z Warszawy, więc pomyśleliśmy, że wpadniemy na chwilę chociaż.
- Z Warszawy?
- Akurat w tym czasie nie było bezpośrednich lotów Rzeszów-Moskwa i z powrotem. –wyjaśnił
- A właśnie, jak było? Mecz się udał?
- Tak mamo, wszystko ok. Pytanie co u Ciebie? –patrzyła na nią znacząco
- W porządku. Napijecie się herbaty? 
- Ehh umiesz zmieniać temat… 
- No po kimś to musisz mieć. –zażartował Piotr próbując rozluxnić atmosferę
- Pomogę Ci. –Kori wstała od stołu i zaczęła wyjmować potrzebne rzeczy
- To ja zaniosę walizki na górę. Jeśli można oczywiście. 
- Oczywiście Piotruś. Przecież wiesz, że jesteś jak rodzina. –kobieta posłała mu ciepłe spojrzenie
Kiedy zostały same Kornelia zaczęła od razu:
- Mamuś, wiem, że coś jest nie tak… 
- Wydaje Ci się.
- Rozmawiałam z Gabrielem.
Na te słowa jej matka wypuściła z rąk szklankę.
- Po co? –zapytała
- Bo to mój brat i czasem sobie musimy pogadać. Wytłumacz mi, co Ci przyszło do głowy? Jemu mówić, że nie możesz się do niego przenieść przeze mnie, a mnie, że lecisz, bo Cię potrzebuje? Nie rozumiem…
- Po prostu nie byłam gotowa na taką zmianę.
- To nie mogłaś powiedzieć mu tego wprost? Albo ze mną szczerze porozmawiać? Po co te tajemnice?
- Nie szukaj problemu, gdzie go nie ma… Kochanie, naprawdę, -przytuliła ją- wszystko pod kontrolą.
- Powiedziałabyś, gdybys miała problemy? 
- Jasne. A teraz pomóż mi zanieś to do stołu. W szafce powinny być jakieś ciastka. 
Dziewczyna zaniosła herbatę i zajrzała do szafki. Wyjęła na talerzyk kruche ciasteczka i położyła je obok. Odruchowo zajrzała do lodówki. Zbliżała się pora kolacji.
- Czy Ty coś jadasz w ogóle?!
- Co jest? –do kuchni wrócił chłopak
- Przecież tu prawie nic nie ma!
- I dlatego krzyczysz?
- No sam zobacz… 
- Kochanie, przypomnij sobie swoją lodówkę jakiś czas temu. –uśmiechał się
- Bez przesady…
- Ale proszę się nie martwić, -zwrócił się do pani Kowal- dbam o pani córkę.
- Bardzo się cieszę. I widzę, że dobrze się dogadujecie. Tylko szkoda, że ten Rzeszów tak daleko…
- Proszę do nas przyjechać. O! Nawet na Święta! –zaoferował kiedy siadali przy stole
- Nie.. To chyba nie jest najlepszy pomysł… Pewnie też chciałbyś jechać do swoich rodziców. Nie będę psuła Wam planów. 
- Ale to jest genialny pomysł! –dodała Kornelia- Przecież możemy zrobić Wigilię u nas! 
- Tak! Moi rodzice na pewno się ucieszą. Jeeej, -westchnął- Ależ mam cudowną dziewczynę. –przytulił ją
- Więc doceń to i daj mi kluczyki. –wyciągnęła rękę
- Wynajęliście samochód? –zapytała mama
- Tak, spóźniliśmy się na pociąg, a na busa trzeba mieć rezerwację… 
- Po co Ci? –dopytywał Pit
- Twoja cudowna dziewczyna skoczy po jakieś zakupy. Bo w ogóle to zostaniemy na noc, co Wy na to?
Oboje przytaknęli.
- Super. Więc trzeba coś jeść. Niedługo wracam. 
- Jechać z Tobą? 
- Nie, dzięki. Posiedźcie sobie. –cmoknęła w powietrzu i tyle ją widzieli
- Cała Kornelia… -powiedziała mama- Jak coś sobie postanowi, nie ma rady.
- Uparta jak jej mama. –zauważył.
- Opowiadaj, co slychać? Jak treningi? Wybacz, że nie śledzę zmagań Twojej drużyny na bieżąco… -posmutniała
- W sumie wszystko gra. Żyjemy sobie w Rzeszowie, jest fajnie. Chciałem nawet, żeby Kornelia się do mnie wprowadziła, ale jeszcze nie jestem w stanie jej przekonać. Treningi też dobrze. Miałem trochę problemów ze zdrowiem, ale już jest ok. Drużyna też ma się dobrze. Na razie zajmujemy pierwsze miejsce w tabeli. 
- No to bardzo się cieszę i gratuluję. Wspólne mieszkanie mówisz… Czyli myślisz poważnie o mojej corce? 
- Jak najbardziej. Zależy mi na niej.  
- To dobrze. Wiesz, że wychowuję ją sama. Nie chciałabym, żeby stało się jej coś złego.
- Nie dopuszczę do tego. Nigdy. A tak właściwie… Czy moglibyśmy szczerze porozmawiać?
- Oczywiście. 
- Bo widzi pani… Ja wiem, że coś jest nie tak. Czuję to. 
- Oj Piotruś… -oczy naszły jej łzami
- Obiecuję, że wszystko zostanie między nami. Nic nie powiem Kornelii.
- Słowo?
- Słowo. 
- To może powinnam zacząć od początku… Kiedy Kornelka miała jakieś dwa lata, jej ojciec zaczął mieć problemy z hazardem. Na początku jakoś jeszcze udawało mi się z tym jego nałogiem walczyć, ale z czasem… Nic do niego nie docierało. Gabriel jeszcze pewne rzeczy pamięta, ona na szczęście nie. Była za mała. I dobrze… Na ogół wszystko było dobrze, praktycznie się nie kłóciliśmy. Każde z nas miało pracę. Ja oczywiście ze względu na dzieci nie pracowałam już tak dużo, a kiedy już musiałam wyjść on z nimi zostawał. Któregoś dnia wróciłam z pierwszej zmiany, obładowana zakupami, zmęczona. Wyobraź sobie, że Gabriel próbował ją przebrać. 
- Głodni byliśmy. Jedliśmy mleko z płatkami i trochę się pobrudziła. –tłumaczył mi
Zdziwiona zapytałam, gdzie tata. 
- Nie ma. Ale zaraz ma wrócić. Patrz, nawet bajkę nam włączył! 
Przeraziłam się… jak ojciec mógł zostawić małe dzieci samym sobie. Bez opieki. A gdyby coś się stało? Aż bałam się myśleć… Wrócił dopiero wieczorem. Zły. Bardzo. Nie wiedziałam wtedy dlaczego. Nic nie chciał mówić. Wziął sobie z lodówki piwo i zamknął się w pokoju gościnnym. Nie otwierał. Nie odpowiadał na żadne pytania. Rano wstał, przywitał się, jak gdyby nigdy nic. Wszystko niby wróciło do normy. Kilka dni później zapytał czy mogę mu dać trzysta złotych. Zdziwiłam się, bo to było ledwie tydzień po jego wypłacie. No ale co, no oczywiście dałam mu. Tłumaczył, że chce na samochód dołożyć. Ależ ja byłam wtedy naiwna! Oczywiście żadnego samochodu nie było… z każdym dniem było coraz gorzej. Znikał na długie godziny, zwłaszcza wieczorami. Zaczęłam go nawet o romans podejrzewać… Po kilku tygodniach zadzwonił jego kierownik zapytać, jak się czuje. Więc odpowiadam mu, że wszystko w porządku. Dzieci trochę zaziębione, jak to na jesieni bywa. A ten mnie pyta, kiedy zwolnienie się mężowi kończy, bo potrzebują ludzi w fabryce. Jakie zwolnienie, myślę sobie. Ale ja, dobra żona, zmyśliłam, że już niedługo i przekażę mężowi, że dzwonił. Byłam w szoku, nie wiedziałam jak zareagować. Przecież on codziennie wychodził, mówił, że do pracy idzie jak zwykle. Którejś nocy wrócił dopiero nad ranem. Pijany. Krzyczał coś, że jest skończony. Próbowałam go jakoś uspokoić, dzieci już przecież dawno spały. Zaprowadziłam do sypialni. Od razu padł na łóżko. Rozpłakał się. Mówił, że to był ostatni raz, że już więcej nie będzie. Nie wiedziałam o co mu chodzi, więc tylko przytakiwałam. Chciałam, żeby już poszedł spać, przestał krzyczeć. Nie spałam już do rana. Przed ósmą ktoś zapukał do drzwi. Poszłam otworzyć. Elegancki pan w garniturze. 
- Słucham?
- Czy jest mąż?
- A o co chodzi?
- Proszę mu przekazać, że do jutra czekam na spłatę długu. 
- Jakiego długu? Kim pan jest? O co chodzi?
- Przyjdę jutro w południe i czekam na pieniądze. Co do grosza. W przeciwnym razie inaczej się policzymy.
- Nigdzie nie będzie pan przychodził. Proszę dać nam spokój. To pomyłka.
- Proszę zapytać męża. Żegnam.
Nie wiedziałam, co myśleć. Od razu pobiegłam go obudzić. Dopytywałam kim był ten mężczyzna. Pytałam, błagałam o wyjaśnienia. Rozpłakał się, że go znaleźli i że jest skończony. 
Piotrek słuchał jej opowieści w milczeniu.
- Kiedy zapytałam o ten rzekomy dług, -kontynuowała- w końcu się przyznał, że wyrzucili go z pracy a jak potrzebowal pieniędzy zapożyczył się u znajomego. Tylko nazwiska nie chciał podać. 
- Im mniej wiesz, tym lepiej. –mówił. Przestraszyłam się. Powiedziałam, że ten mężczyzna wróci tu nazajutrz. Od razu zerwał się na równe nogi. Ukrył twarz w dłoniach i coś mamrotał do siebie. Zostawiłam go samego, żeby ochłonął. Po śniadaniu ubrałam dzieci i jak każdej soboty wyszłam z nimi na dłuższy spacer. Na tygodniu nigdy nie było kiedy. Nie było nas jakieś dwie godziny. Kiedy weszłam do sypialni, męża już nie było. Większości mojej biżuterii też nie. Wszystkie oszczędności zniknęły. Zniknął. Ot tak. Bez żadnego wyjaśnienia. Nawet głupiej kartki nie zostawił. Uciekł… następnego dnia ten mężczyzna się nie pojawił. Z jednej strony mi ulżyło. W końcu miałam dwójkę małych dzieci przy sobie. Jakiś miesiąc po tym dostałam zawiadomienie z policji, że mąż został zatrzymany i skazany na osiem lat więzienia za liczne kradzieże, napady, a nawet próbę pobicia. Nie docierało to do mnie. Nie wiedziałam, jak dzieciom to wszystko wytłumaczyć, więc w końcu powiedziałam im, że tatuś dostał bardzo dobrą ofertę pracy gdzieś daleko i przez jakiś czas go z nami nie będzie. Często o niego pytały, ale kiedy nie pojawiał się na Święta i nie dawał znaku życia, przestały. Ja także przestałam o nim myśleć. Tylko teraz… wszystko wróciło. 
- To znaczy?
- Pod koniec lata zwolnili mnie z pracy. Podobno cięcia w budżecie. Połowa kadry poleciała. Ale nie to jest najgorsze… Niedawno bank poinformował mnie, że ktoś wziął kredyt pod ten dom na pięćdziesiąt tysięcy i zalega ze spłatą kolejnych rat, więc cały dług przechodzi na mnie. Nawet nie wyobrażasz sobie, w jakim szoku byłam! Oczywiście pojechałam od razu wszystko wyjaśniać. Bez skutku. Na dokumentach widnieje… podpis męża, który zobligował mnie do uregulowania płatności w razie jego niedyspozycji. Naprawdę nie wiem, jak to możliwe… przez tyle lat się nie odzywał, nie interesował nami… 
- Mam rozumieć, że oboje jesteście współwłaścicielami domu? 
- Niestety…
- A kiedy odszedł, nie myślała Pani, żeby wszystko jakoś prawnie rozwiązać? 
- Nie. Byłam zajęta wychowaniem dzieci. Musiałam jakoś pogodzić obowiązki domowe z pracą. Zresztą nie przypuszczałam, że on kiedykolwiek wróci. 
- Jak wygląda sytuacja na ten moment?
- Najpierw musiałam sprzedać samochód. Może nie powinnam nic w tej sprawie robić, ale nie mogłam tego tak zostawić… To oczywiście nie wystarczyło, więc musiałam też pozbyć się telewizora, sprzętu grającego, cenniejszych przedmiotów. Kilka dni temu dostałam pismo, że jeżeli do końca roku nie wpłacę przynajmniej części zaległem sumy, bank zajmie dom. 
- Nie pozwolimy na to. –ujął jej dłoń- Proszę się nie martwić, coś wymyślę. 
- O nie, nie. Wy macie swoje życie. Niepotrzebnie w ogóle Ci o tym wszystkim mówiłam. –ocierała łzy
- Bardzo potrzebnie! Chcę pomóc. Nie wiem jeszcze jak, ale coś zrobię. 
- Nie Piotruś. To są moje problemy. 
- Ale sama sobie Pani nie poradzi, doskonale o tym wiemy.
- Ale..
- Nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu. Bez obaw, Kornelia się o niczym nie dowie.
Jak na zawołanie dziewczyna właśnie wróciła. 
- Jestem! –krzyczała od progu- Trochę się zgadałam, bo w tym nowym markiecie pracuje koleżanka z liceum. Trochę wspominałyśmy. 
- A co dobrego masz? Bo trochę zgłodnieliśmy… -zabrał od niej zakupy i postawił na szafce
- Zaraz zobaczysz. –zaczęła rozpakowywać
- Może ja coś pomogę? –próbowala brzmieć naturalnie mama
- Poradzimy sobie. Zresztą Piotrkowi do twarzy w fartuszku. 
- Ej! –zaczął ją łaskotać
- To ja się pójdę położę na chwilę.
- Coś się stało? –wyrwała się chłopakowi- Blado wyglądasz..
- Trochę mnie głowa boli, ale to z tych wrażeń. Taką mi niespodziankę zrobiliście! –głaskała córkę po policzku
- No dobrze… To w takim razie Ty sobie odpocznij, a my coś ugotujemy. 
Kiedy zostali sami, Piotrek złapał ją w pasie i obrócił przodem do siebie.
- Chcesz wracać do Rzeszowa? –zapytał
- Dlaczego pytasz?
- Co byś powiedziała na to, gdybyśmy tu nieco dłużej zostali?
- Zdefiniuj.
- Powiedzmy dwa, trzy dni chociaż?
- Nie mam nic przeciwko. –niczego nieświadoma pocałowała go w policzek- Ale teraz zakładaj fartuszek i pomóż mi z kolacją. 









--------------
Hello again ;) I znów nieco podkręcamy tempo. 26 tuż tuż...
Enjoy!

cztery.


10 komentarzy:

  1. No nie spodziewalam sie takiego obrotu sprawy. Od dawna zastanawialam sie co sie dzieje z ojcem kornelki ale jakos ciagle zapomianalam sie zapytac

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, przecież takiego człowieka nie można nazwać ojcem to jakiś debil jest a ni człowiek

    'Opierasz wypudrowaną twarz w białą koszulkę chłopaka, modląc się w duchu by nie upieprzyć mu tego zapewne drogiego ciuchu. Czujesz hipnotyzującą woń jego perfum i całkiem niewinnie przygryzasz od środka swoją wargę. Jest tak idealnie'

    Zapraszam http://blekitneoczy1.blogspot.com

    Pozdrawiam A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie można... Ale i tacy się w życiu pojawiają.

      Usuń
  3. ojoojoj qle sie porobiło ;o jestem ciekawa jakby zareagowała jakby spotkala swojego ojca :P czekam na nastepny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rozdział... :) A.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wykastrować takiego! Szkoda mamy Kornelii, samej Kornelii i Gabrysia. Eh.... Degrnsrat. Mam nadzieje ze zbytnio nie namiesza. Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam Butterfly

    OdpowiedzUsuń